Podopieczna Aleksandra Wierietielnego do tego stopnia lubi smak rywalizacji, że w ubiegłym tygodniu z Seiser Alm we Włoszech udała się do oddalonego o ok. trzy tysiące kilometrów rosyjskiego Rybińska, by wystartować w dwóch biegach. Kowalczyk była tam jedną z niewielu zawodniczek ze ścisłej czołówki. W tym położonym nad Wołgą mieście nie pojawiły się m.in. Norweżki i Szwedki. "Dla mnie pod względem psychicznym dużo lepiej byłoby, gdybym mogła startować. Jak o tym myślę, to dochodzę do wniosku, że wolałabym by było teraz Tour de Ski" - przyznała na swojej stronie internetowej. "Podczas startów czas szybko płynie. Trzeba się skoncentrować, ustalić taktykę, przeprowadzić trening, później start, rozbieganie i dzień mija. A w czasie zgrupowania dłuży się zdecydowanie bardziej. Poza tym ja już się natrenowałam w samotności przez całe lato i jesień. Teraz chciałabym startować" - podkreślił mistrzyni olimpijska z Vancouver. Na kolejne pucharowe zmagania Polka musi jednak zaczekać do 19 lutego. Wtedy w norweskim Drammen odbędzie się bieg na 10 km stylem klasycznym, a dzień później sprint stylem dowolnym. Po tych zawodach Kowalczyk może już sobie zapewnić trzecią w karierze Kryształową Kulę za triumf w klasyfikacji generalnej PŚ.