Ze wszystkich konkurencji MŚ podopieczna Aleksandra Wierietielnego najmniej lubi właśnie sprint techniką dowolną. Wcześniej jej najlepszym wynikiem w tej konkurencji na dużej imprezie było 31. miejsce na mistrzostwach świata w Val di Fiemme w 2003 roku. Od poprawienia swojego najlepszego rezultatu, Kowalczyk bardziej ucieszyło jednak coś innego. "Ten występ dodał mi troszkę wiary w siebie. Wiem teraz, że jeśli tylko nie będę bardzo zmęczona, to na ostatnim kilometrze poradzę sobie z niemal każdą zawodniczką. Nie będę próbowała jakiś nerwowych ruchów na trasie, bo mam świadomość, że na finiszu nie jestem słaba" - podkreśliła biegaczka z Kasiny Wielkiej. Dla kilku specjalizujących się w sprintach zawodniczek, mistrzostwa praktycznie się skończyły. Niektóre z szansami na sukces pożegnały się w sposób wyjątkowo przykry, np. srebrna medalistka sprzed dwóch lat z Liberca Amerykanka Kikkan Randall upadła w ćwierćfinale. Dla Polki impreza tak naprawdę dopiero się zaczyna - przed nią jeszcze trzy starty indywidualne. W każdym powinna się liczyć w walce o medale. "Każdy bieg to szansa na zwycięstwo. Osoby, które przygotowują się wyłącznie na jeden start, muszą się liczyć z ryzykiem, że coś się może stać, dlatego lubię swoją uniwersalność, bo ewentualną pomyłkę można potem nadrobić" - oceniła mistrzyni olimpijska z Vancouver w biegu na 30 km. Po pierwszych zawodach Kowalczyk jest także zachwycona atmosferą, jaką w stolicy Norwegii tworzą tysiące kibiców. "Jest pięknie. Wszyscy dopingują i bardzo mi się to podoba. Jesteśmy w końcu w kolebce narciarstwa" - podsumowała. Start sobotniego biegu łączonego na 15 km (7,5 km techniką klasyczną plus 7,5 km techniką dowolną) zaplanowano na godz. 11.30.