- Trasa była ciężka i wymagająca, zjazdy i podbieżki, właściwie nie było gdzie odrobić straty, a na dodatek można się było łatwo zakwasić. Tym bardziej, że biegłam sama przez cały pięć kilometrów, w wyprzedzające mnie dziewczyny były razem, a tak jest zdecydowanie łatwiej - komentowała w TVP Justyna Kowalczyk. Okazuje się, że Justyna przewidziała niespodziankę, że sztafety mogą nie wygrać jej murowane faworytki - Norweżki. - Gdy zobaczyłam trasę wczoraj po południu, powiedziałam do trenera Wierietielnego, że w takich warunkach Finki albo Szwedki mogą "zrobić" Norweżki. I chyba się nie pomyliłam - dodała Justyna Kowalczyk. "Królowa Nart" nie miała pretensji do Kornelii Marek, choć ta straciła do prowadzącej czeskiej sztafety aż 32 sekundy. - Kornelia wykonała dobrą robotę. Przegrała tyle, ile miała przegrać - usprawiedliwiła koleżankę Justyna.