Justyna Kowalczyk trenująca od tygodnia w Zakopanem pod okiem Aleksandra Wierietielnego stwierdziła, że jak do tej pory pogoda w miarę im dopisywała. - Udało się nam m.in. "zrobić" standartową trasę biegaczy, czyli Kasprowy Wierch-Czerwone Wierchy-Kościeliska. Gdy jednak istnieje choć najmniejsza możliwość wystąpienia burzy, to zmieniamy plany i biegamy w niższych partiach gór - powiedziała mistrzyni olimpijska z Vancouver. Dodała, że kolejne plany także zweryfikuje pogoda. - Nie potrafię dziś powiedzieć, gdzie jeszcze będziemy w Tatrach - dostosujemy trasy do tego co za oknem. Wcześniej Aleksander Wierietielny powiedział, że prócz treningów w terenie będzie sporo ćwiczeń na siłowni. - Planujemy też nartorolki, gimnastykę, ćwiczenia ogólnorozwojowe oraz pływanie. Wszystko to oczywiście uzupełnione odnową biologiczną, głównie sauną i masażami - przypomniał szkoleniowiec. Zapytana o to, czy podczas dziesięciodniowego pobytu uda jej się spotkać z przyjaciółmi z zakopiańskiej Szkoły Mistrzostwa Sportowego, której jest absolwentką, Kowalczyk odpowiedziała, że raczej nie. - Trenujemy codziennie po siedem, osiem godzin i wieczorem po prostu natychmiast zasypiam. Naprawdę wystarcza mi na to 10 minut - zapewniła z uśmiechem. Trzykrotna triumfatorka klasyfikacji generalnej Pucharu Świata nie będzie miała tego lata zbyt wiele czasu na odpoczynek. - W domu będę tylko trzy dni po Zakopanem i tydzień pomiędzy kolejnymi zgrupowaniami, czyli trzytygodniowym obozie nartorolkowym w Otepaa (Estonia) i miesięcznym w Nowej Zelandii. Tak naprawdę na prawdziwe wakacje się nie zanosi. Na pewno nie w tym roku. Zgrupowanie regeneracyjne miałam na Kamczatce i to można na upartego nazwać odpoczynkiem - podsumowała dwukrotna mistrzyni świata.