- W latach, gdy ja grałem zawodowo w piłkę, to mecze z Legią były jeszcze bardziej widoczne, emocjonujące. Miały też znacznie więcej podtekstów niż obecnie. Chociażby z tego powodu, że w tamtych czasach Legia zabierała sobie najlepszych piłkarzy z całej Polski i oni odbywali w Warszawie obowiązkową, służbę wojskową, grając w zespole Legii, który był wówczas klubem wojskowym. I dlatego na boisku czasem sporo było brutalności, agresji, a jeśli nie, to po prostu mocno trzeszczały kości wszystkim graczom. Czasami na murawie aż " iskrzyło" od nienawiści - opowiada w rozmowie z INTERIA.PL były znakomity napastnik Lecha. - Te mecze pod względem sportowym niestety nigdy nie były jakimiś superwidowiskami. Emocje i adrenalina zawsze jednak brały górę nad kunsztem piłkarskim. A jeśli ktoś już wygrywał, to tylko 1:0, 2:1 i najczęściej były to zwycięstwa dosłownie "wyszarpane" w końcówce spotkania. Tym niemniej styl wygranej nad ekipą ze stolicy nie był ważny, liczył się sam triumf i tak pozostało chyba do dzisiaj - dodaje olimpijczyk z Barcelony. - Jeśli chodzi o potyczki Poznań - Warszawa, to ja najbardziej wspominam starcie w Warszawie, kiedy zdobyłem gola dającego Lechowi remis, a w ostatecznym rozrachunku na zakończenie rozgrywek mistrzostwo Polski. Zupełnie niespodziewanie na wślizgu zdobyłem bramkę i wszyscy wówczas cieszyliśmy się jak małe dzieci. To było coś niesamowitego, tego nie zapomnę chyba już nigdy - wspomina popularny "Jusko". - Legia jest nieobliczalna. Ostatnia potyczka warszawian w Gdańsku, nie jest pierwszą, którą Legia wygrała pewnie przegrywając i to w dodatku już po 10 minutach gry. Po tej wygranej rodzi się jednak pytanie, czy zawodnicy trenera Stefana Białasa pójdą za ciosem i będą dalej wygrywać, czy ostatnia wygrana, to kwestia szczęścia. Teraz ciężko cokolwiek powiedzieć, przewidzieć. Legia może na Bułgarskiej zagrać mecz sezonu, albo się pogrążyć. Na dzień dzisiejszy dla mnie to dziwna, ale zawsze groźna ekipa z dobrymi, jak na polską ligę zawodnikami - ocenia najbliższego ligowego rywala Juskowiak. - My nie patrzymy jednak na przeciwnika. Myślimy tylko o sobie, o tym, jak my mamy zagrać. Wraca do składu po przerwie za karki Robert Lewandowski, będzie też Grzegorz Wojtkowiak, Dimitrije Injać, będziemy więc znacznie silniejsi niż przeciwko Odrze. Jeśli zagramy to, co potrafimy, to o wynik w sobotę jestem spokojny. Oczywiście z zaznaczeniem pełnego szacunku do przeciwnika. I pamiętając o tym, że to jest tylko sport, a w sporcie wszystko jest możliwe - podsumowuje rozmowę z INTERIA.PL trener napastników "Kolejorza" Łukasz Klin, Poznań