INTERIA.PL: Zdąrzyłyście już ochłonąć dojść do siebie po czempionacie na poznańskiej Malcie? Julia Michalska: - Nie, chyba jeszcze nie do końca (śmiech). Ja do teraz jestem jeszcze zdumiona. W poniedziałek chwyciłam w ręce jedną z największych gazet w Polsce i .... zobaczyłam tam swoje zdjęcia z Magdą oraz duży artykuł, to po prostu byłam w absolutnym szoku. Jeśli wiele gazet o nas dużo pisze, pokazuje nasze zdjęcia, to znaczy, że my naprawdę zrobiłyśmy coś wielkiego. Coś wręcz historycznego. Jesteście obecnie najlepsze na świecie. Zapewne nie spoczywacie na laurach, powoli zapewne zaczynacie myśleć nad kolejnymi startami, a także olimpiadą w Londynie... Magdalena Fularczyk: - Tak, oczywiście. My nie możemy spocząć na laurach, nie wolno nam tego robić, absolutnie! Najpierw kwalifikacja olimpijska, a potem jak najlepsze pokazanie się w 2012 roku w Londynie. Do zawodów w Londynie czeka nas na pewno trzy lata ciężkiej pracy. Zdajemy sobie z tego doskonale sprawę, ale mamy też ogromną nadzieję, że podołamy celom i oczekiwaniom pokładanym w naszych osobach. Wierzymy w to mocno, że w Londynie będziemy również z siebie zadowolone i szczęśliwe. Powiedzcie dziewczyny, jak u Was wygląda sprawa bazy treningowej? Jest lepiej, gorzej niż w przypadku Anity Włodarczyk? J.M.: - U nas z bazą treningową tak źle nie jest. Powoli to wszystko ulega zmianie, zdecydowanie poprawia nam się komfort naszych treningów. Sielanki jednak nie ma, bo nadal to wszystko odbiega od wszelkich norm czy standardów. Z czasem myślę, że wszystko powinno być już ok. M.F.: - Wcześniej było jak zwykle, czyli zimna woda, zaniedbane pomieszczenia. Przeciekający dach. Jednak powoli, powoli to się zmienia, jak podkreślałam już znacznie wcześniej. W kadrze jest znacznie lepiej. W klubie chyba na razie w miarę klubowych możliwości. Mam jednak cichą nadzieję, że nasze sukcesy powoli przeniosą się na poprawę warunków socjalnych. Nie tylko nam, ale przede wszystkim młodszym pokoleniom. Jaka jest Wasza wspólna recepta na sukces? M.F.: - Receptą na sukces w sporcie, ale też każdej innej dziedzinie życia jest przede wszystkim ciężka praca. Chęć osiągania coraz to nowych sukcesów, czy też poprawiania swoich poprzednich osiągnięć. Ważne było też to, że stanowiliśmy drużynę, miałyśmy poczucie zespołowości, bo oprócz mnie i Julii oraz trenera są z nami jeszcze dwie inne dziewczyny. Była między nami też rywalizacja sportowa, kto wskoczy do tego "małego debla" i popłynie. Liczy się chęć osiągnięcia wspólnego sukcesu. J.M.: - Zgadzam się w zupełności z Magdą. Wszystko zaczyna się od ciężkiej pracy, popartej własnymi marzeniami, ale również i konkretnym celem do zrealizowania. Jakie są Wasze dalsze plany startowe? M.F.: - Na pewno naszym wspólnym celem na dalsze miesiące są kwalifikacje do olimpiady w Londynie w 2012 roku. Mamy obydwie nadzieję, że nadal będziemy podnosić swój poziom sportowy. A w Londynie chcemy przede wszystkim spełnić swoje sportowe marzenie, czyli zdobyć medal olimpijski. Jakimi prywatnie osobami są złote medalistki w dwójce podwójnej wioślarskich MŚ w Poznaniu? M.F: - W tym temacie to ciężko mi cokolwiek powiedzieć (śmiech). Proszę lepiej zapytać moich przyjaciół, rodzinę. Ewentualnie też trenera, który w zasadzie przebywa z nami cały czas. Jeśli jednak miałabym koniecznie coś o sobie powiedzieć, to chyba to, że jestem bardzo wybuchową postacią. Na pewno mającą jakiś tam ciężki charakter. Przyznaję się do tego bez bicia (śmiech). Mam też jednak pozytywne cechy. Jestem na przykład bardzo wesoła. Mówią o mnie, że jestem typowym śmieszkiem. Chyba więc coś to musi oznaczać (śmiech). J.M.: - Ja dodam, że o Madzi też mówią Ronaldinho (śmiech). Jest w nas na pewno bardzo dużo pozytywnej energii. Ja osobiście uważam się za bardzo upartą osobę, może nawet czasami aż za bardzo. Bywam też czasami dokuczliwa i upierdliwa. Poza tym mamy też inne zalety i wady również, ale to chyba jak każdy inny człowiek. Oczywiście przeważają u nas zalety (śmiech). W Poznaniu wysłuchał: Łukasz Klin