26-letnia Michalska niemal przed każdym startem tryska optymizmem. Również na niespełna trzy tygodnie przed występem w Londynie jest również dobrym w nastroju. Ma ku temu powody, bowiem na niedawno przeprowadzonych badaniach w Warszawie wszystkie parametry wykazały, że zarówno ona, jak i jej partnerka z osady, są w życiowej formie. "Teraz musimy skupić się przede wszystkim na synchronizacji. To jest najważniejszy punkt przygotowań. Ostatnie trzy tygodnie przed igrzyskami to najważniejszy okres. W tym czasie można zrobić ogromny postęp. Tak było w moim przypadku w Pekinie, jechałam na igrzyska jako 12-13 zawodniczka Pucharu Świata, a na igrzyskach skończyłam się na szóstym miejscu. Nie ukrywałam, że wtedy chciałam zdobyć medal" - powiedziała Michalska. Przed swoim drugim startem olimpijskim poznanianka wysoko stawia sobie poprzeczkę. "Nie ukrywam, że chcemy powalczyć o złoty medal. Ale tak naprawdę to wszystkie 10 osad, czyli 20 zawodniczek, jedzie do Londynu z takim samym celem. Brytyjki są zdecydowanym faworytem; w Pucharze Świata w Lucernie przegrałyśmy z nimi o dwie i pół sekundy, a na kolejnych zawodach w Monachium straciłyśmy już dziewięć sekund. Wierzę, że jesteśmy jednak w stanie im dorównać. Na igrzyskach różne dziwne rzeczy się zdarzają" - podkreśliła. Wśród głównych rywali do medalu, oprócz osady gospodarzy, Michalska wymienia Australijki, Czeszki i Ukrainki. Sprzymierzeńcem mistrzyń świata z 2009 roku na torze regatowym w Eton może być pogoda. "My w całej stawce jesteśmy najmniejsze i najlżejsze, dlatego, jeśli popłyniemy z wiatrem, to nasze szansę rosną. Ale też jesteśmy przygotowane, by rywalizować również w odmiennych warunkach. W Eton trenowałyśmy w listopadzie ubiegłego roku, ale nigdy nie startowałyśmy w oficjalnych zawodach. Ten tor jest otwarty, może zawiać i nie zawsze jest sprawiedliwie. Różne są opinie na jego temat. Mam nadzieję, że jak będzie wiać, to wszystkim po równo" - przyznała Michalska. Do Londynu pojedzie aż sześć zawodniczek, bowiem oprócz dwójki podwójnej, polskiej reprezentacji udało się zakwalifikować czwórkę podwójną. "W Pekinie byłam jedyną zawodniczką. Teraz śmieję się, że trener Marcin Witkowski wykonał 600 procent normy, bo jedziemy w szóstkę. W kadrze jest bardzo fajna atmosfera, o która dbała Karolina Gniadek. I choć jest tylko rezerwową, jestem pełna podziwu dla jej pracy. Osiąga życiowe rezultaty, a przecież mogłaby inaczej do tego podchodzić. Bardzo się cieszę, że jest z nami" - wyjaśniła. Ostatnie tygodnie podporządkowane są już tylko i wyłącznie startowi w Londynie. Zawodniczki po występach w Pucharze Świata w Lucernie i Monachium udały się bezpośrednio do Zakopanego, gdzie pracowały głównie nad przygotowywaniem motorycznym. Ze stolicy Tatr udały się do swojego "drugiego domu", jak nazywają Ośrodek Przygotowań Olimpijskich w Wałczu. "W Poznaniu jestem gościem. Od ponad dwóch miesięcy w domu najdłużej byłam 24 godziny. A wcześniej udało mi się spędzić z rodziną może z 18 godzin" - podsumowała. Śledź wydarzenia z siatkówki i innych dyscyplin na IO Londyn 2012 na swej komórce, bądź tablecie!