O godz. 12.17 biało-czerwoni wylądowali w Belgradzie. Pierwszego wywiadu w stolicy Serbii udzielił nam stoper reprezentacji Polski i FK Moskwa Mariusz Jop. INTERIA.PL: Masz chyba powód do dumy, jako jeden z nielicznych polskich piłkarzy awansowałeś na mistrzostwa Europy! Jop: - Każdy z piłkarzy, którzy grali w tych eliminacjach ma dziką satysfakcję z tego powodu, że awansowaliśmy na EURO. Ja też się cieszę, że małą cegiełkę dołożyłem do tego sukcesu. Kiedy uwierzyłeś, że po tylu nieudanych próbach awans może być realny? - Od początku eliminacji tak naprawdę w to wierzyłem. Były przecież po temu przesłanki. Nie jesteśmy drużyną znikąd. Awansowaliśmy dwa razy z rzędu na mistrzostwa świata! Nie widziałem przeszkód, żeby się nie zakwalifikować na mistrzostwa Europy! Tym bardziej, że wielu z nas zebrało doświadczenia na ostatnich mistrzostwach świata w Niemczech. Na dodatek w reprezentacji pojawiło się sporo może nie młodych, ale na pewno nowych twarzy. No i trener Beenhakker, który wiele dobrego wniósł do tej drużyny. Niezależnie od tego, kto jest selekcjonerem, znajdujesz miejsce w kadrze, choć ostatnio nawet nie grasz w klubie. Pozazdrościć ci może tego nawet Arkadiusz Głowacki, który w Wiśle Kraków gra regularnie. W okresie twoich występów w tym klubie mówiło się, że Głowacki przy Jopie to profesor. - Ja tu się nie doszukuję żadnej rywalizacji z Arkiem. Cieszę się, że trener obdarzył mnie zaufaniem. Staram się mu odpłacać dobrą grą. Arek też jest członkiem tej reprezentacji, choć obecnie znalazł się na liście rezerwowych. Nie zapominajmy, że to jest piłka i wszystko może się odwrócić w krótkim czasie. Na razie w zespole panuje atmosfera święta po awansie, czy myślicie już jak nie skończyć udziału w mistrzostwach Europy po trzech meczach, jak to się stało w wypadku mundialu? - Ja na razie myślę o tym meczu z Serbią. Raz, że możemy rywalizację w grupie A skończyć na pierwszym miejscu. A dwa, że na tym polega specyfika każdego sportowca, że chce wygrywać i zawsze być na pierwszym miejscu! Być może dostanę szansę, żeby pokazać się w tym spotkaniu. Trener zapowiedział, że da szansę tym zawodnikom, którzy ostatnio grali mniej. Z jednej strony to koniec eliminacji, ale przecież ten mecz jeszcze do nich należy i chcemy wywalczyć pierwsze miejsce, a z drugiej - walka o to, żeby przebić się do składu na mistrzostwa Europy. Serbów na pewno pamiętasz choćby ze zremisowanego pierwszego meczu w Warszawie. Jakie masz zdanie o nich? - To bardzo dobry zespół. Wystarczy spojrzeć na listę klubów, w których grają reprezentanci Serbii. Naprawdę to europejska czołówka. Groźni będą tym bardziej u siebie, przed własną publicznością, gdzie mają jeszcze teoretyczne szanse na awans. Nikt nogi nie cofnie, nie będzie to łatwe spotkanie. Nie czułeś się rozczarowany, że po tym, jak bezbłędnie zagrałeś mecz z Kazachami usiadłeś na ławce w spotkaniu z Belgią? - Nie czułem żadnego żalu. Mówiłem jeszcze podczas zgrupowania we Wronkach, że nie jest ważne, kto w tym meczu zagra, bo liczy się tylko to, żeby wygrała drużyna. Reprezentacja Polski, to nie tylko wyjściowa jedenastka, ale 30-35 piłkarzy plus sztab szkoleniowy. Oczywiście, każdy z szerokiej kadry chce grać, ale cel zespołu jest ważniejszy od indywidualnych ambicji. Między meczem z Kazachami a Belgami zagraliśmy w rezerwowym składzie z Węgrami i ten mecz nam kompletnie nie wyszedł. Nie boisz się, że teraz, bez kluczowych piłkarzy - Ebiego, Krzynówka, Boruca, Żurawskiego, w meczu z Serbią znowu może być blamaż? - Blamażu nie powinno być, choć faktycznie skład, którym graliśmy w eliminacjach był w miarę stały i brak kilku piłkarzy nie ułatwi nam w środę sprawy. Siła nasza polegała na tym, że bardzo dobrze rozumieliśmy na boisku. Cóż, trener podejmuje decyzje. On wie, co robi, więc mu ufamy. Postaramy się o to, żeby wynik był dobry. Piłkarze, którzy mniej grali mogą się wreszcie pokazać. I na to właśnie liczymy, że tą ambicją, wolą walki zniwelujemy brak równie dobrego zgrania. Skoro jesteś takim optymistą, to powiedz, kto strzeli dla nas gola, bo Ebiego nie ma, a to właśnie on strzelił ostatnich pięć goli dla Polski? - Na przykład Grzesiek Rasiak. A dlaczego nie? Wcale nie żartuję. Strzela bramki regularnie w lidze, obserwuję go na treningach. Na tym niedzielnym wyglądał bardzo dobrze. Jeżeli tylko trener na niego postawi, to nie widzę przeszkód, przez które miałby nie strzelić bramki! Rozmawiał w Belgradzie: Michał Białoński, INTERIA.PL