Szwed w sobotę wygrał Grand Prix Niemiec zamykające tegoroczne rozgrywki żużlowe. Na stadionie w Gelsenkirchen Jonsson triumfował w jubileuszowej 100. odsłonie Grand Prix, inkasując za wygraną sumę 100 000 dolarów - najwyższą w historii tego sportu. Pomimo tego zawodnik z kraju "Trzech Koron" nie utrzymał się w cyklu na kolejny sezon. "W Grand Prix do pierwszej ósemki zabrakło mi tak naprawdę jednego punktu, a przecież trzeba pamiętać, że nie jechałem w Malilli, a upadków w innych turniejach też było kilka. Trudno mi teraz mówić o celach na przyszły rok, bo przecież nie jestem zawodnikiem z Grand Prix. Mogę oczywiście oczekiwać nominacji do dzikiej karty, ale na razie jej nie mam, więc moim celem jest zakwalifikowanie się do Grand Prix, a w przyszłości walka o medale" - zapowiada Andreas Jonsson na swojej stronie. Szwed zapewne otrzyma "dziką kartę" od organizatorów. W skandynawskim speedwayu jest wszakże od kilku sezonów jedną z wybijających się postaci. Duży wpływ na jego tegoroczne wyniki miały liczne upadki. Zmusiły go one do wcześniejszego wycofania się z zawodów rozgrywanych we Wrocławiu i Pradze. Pamiętać trzeba o tym, że aż dwie imprezy kończyły się w tym sezonie jego triumfami - obok Grand Prix Niemiec Jonsson zwyciężył też w Grand Prix Danii w Kopenhadze. Zwłaszcza triumf na zakończenie roku pozwala wierzyć, iż Szwed mimo wszystko pojawi się w 2008r. w gronie najlepszych żużlowców na świecie i walczyć będzie o tytuł mistrza świata. "Nie miałem w Niemczech żadnej chwili zwątpienia, choć nie byłem jakoś niezwykle zadowolony po treningu. Ale przecież każdy z zawodników zjawia się na stadionie, by wygrać. Nie po to, by wystartować, ale by wygrać. Tak ja to czuję, więc ani przez moment nie dopuszczałem do siebie innej myśli" - komentuje Jonsson swój występ. Czy to zwycięstwo otworzy mu drogę do przyszłorocznego cyklu? Konrad Chudziński