Byłeś ostatnio na Gran Derbi. Jak wrażenia? - Byłem zawiedziony samym rezultatem, jak każdy kibic Realu. Po minach zawodników widziałem, że byli strasznie załamani, po tym jak stracili drugą bramkę. Byli bardzo zrezygnowani, a był to przecież moment, gdzie większość spodziewała się nawiązania równorzędnej walki przez "Królewskich". Po wyśmienitym początku, rewelacyjnych dwudziestu minutach myślałem, że to jest to, co będzie grane przez cały mecz. Niestety, FC Barcelona nie spanikowała, bo jest zbyt doświadczonym zespołem, potrafiącym grać pod presją. Po raz kolejny pokazała wielką klasę i udowodniła, że potrafi się zmobilizować. Dla mnie jedynym zadowalającym faktem było to, że szlagierowy mecz odbył się bez żadnych dodatkowych skandali. Sędzia nie podjął żadnej dyskusyjnej decyzji, nie padła żadna kontrowersyjna bramka. Był to bardzo czysty mecz, gdzie arbiter nie dał się sprowokować. I cóż, Barcelona wygrała sprawiedliwie. Barcelona jest w tym momencie nie do pokonania? - Na pewno ma swoim szeregu generację piłkarzy, która już dużo wygrała i jest w stanie wygrać wiele. Taką generację miał Liverpool w latach 80., Manchester United na przełomie wieków. Real Madryt również miał taką reprezentację na początku lat 90, 80, 70, 60. Taka generacja rodzi się raz na jakiś czas. Kto zostanie mistrzem Hiszpanii? - Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć obiektywnie. Wydaję się, że jednak Real Madryt jest na większym głodzie i w dużo lepszej formie, ale FC Barcelona potrafiła akurat się zmobilizować na ten jeden mecz. Real pokazał, że jest niesłychanie silny, lecz nie potrafi spiąć się na Gran Derbi. Mobilizacji im starcza tylko na dwadzieścia minut, a strata bramki bardzo podcina im skrzydła. Brakuje im mentalności w meczach z Barceloną, ale w pozostałych meczach podopieczni Jose Mourinho spisują się wyśmienicie. Mam nadzieję, że Real Madryt zdobędzie tytuł mistrza Hiszpanii. Problem leży w psychice? - Akurat w meczach z Barceloną chyba tak, bo tych porażek w Gran Derbi uzbierało się ostatnio dosyć sporo. Trzy lata praktycznie FC Barcelona panowała nad Realem Madryt i jakaś zadra mogła pozostać. Po stracie drugiej bramki na twarzach piłkarzy "Królewskich" widziałem zrezygnowanie. Xabi Alonso podpierał kolana i sygnalizował, że to już jest koniec, choć było jeszcze dużo minut do końca. Pamiętam jednak z czasów, kiedy wspólnie graliśmy w Liverpoolu, zawsze wygrywaliśmy z Chelsea, którą wówczas prowadził Jose Mourinho. Były szkoleniowiec "The Blues" nie był w stanie nic wymyślić na nasz zespół i to na pewno w psychice pozostaje. Utrzymujesz jeszcze kontakty z kolegami z Realu Madryt? - Praktycznie ze wszystkimi. Lassana Diarra, Xabi Alonso, Mesut Oezil, Iker Casillas. Jestem w stałym kontakcie z Cristiano Ronaldo, ponieważ obaj jesteśmy twarzami Castrola. Razem wzięliśmy udział w kręceniu filmu promocyjnego. Wspólnie oglądaliśmy też premierę. Przez te projekty wiele nas łączy. Mnóstwo emocji na świecie wywołuje właśnie Ronaldo. Jaki jest prywatnie Portugalczyk? - Bardzo porządny chłopak. To człowiek, który prezentuje dwa oblicza - na boisku i poza nim. W szatni jest to ktoś zupełnie inny. Dla tych, którzy go znają jest bardzo dobrym kompanem, przyjacielem. Wiadomo, że nie integruje się za bardzo, bo aż tak wielu ludzi chce go poznać i mieć coś z niego. To czasami może być uciążliwe i dlatego czasami kreuje się na takiego niedostępnego, wręcz aroganckiego. Ale w szatni jest on zupełnie inny. Ale sentyment do Realu jednak ci pozostał, skoro wciąż latasz na mecze swoich kolegów. - Teraz znowu wybieram się do Madrytu na dziesięć dni i wracam dopiero 7 stycznia. Nie tak dawno byłem też w Liverpoolu, który także darzę wielkim sentymentem. To są momenty, których się nie zapomina. Jak tak człowiek popatrzy wstecz, to pomyśli, jak to szybko zleciało. Wielu ważnych momentów nawet nie pamiętam. Może przez ciągłą koncentrację. Chyba jednak coś po sobie pozostawiłem, bo w Liverpoolu ludzie wciąż mnie rozpoznają. Także Anglicy, którzy przylatują do Krakowa zaczepiają mnie na ulicy i chcą ze mną porozmawiać. Dlatego cieszę się, że Anglicy i Holendrzy będą mieli swoją bazę na Euro właśnie tutaj. Czyli do Krakowa przyjadą znajomi. - Będziemy mieli możliwość jeszcze większej integracji. W tych krajach jesteś bardziej rozpoznawalny niż w Polsce? - Aż taką gwiazdą w tych krajach to nie jestem. Kraków to jest jednak miasto bardzo turystyczne. Ogromny procent ludzi, którzy chodzą po rynku, to ludzie z zewnątrz. Wracając do pytania, jak się unika wycieczek szkolnych, to da się przeżyć. Ostatnio widywaliśmy cię zarówno na meczach Wisły, jak i Cracovii. Do którego klubu jest ci bliżej? - Słuchaj, mieszkam w Krakowie i jestem fanem wielkiej piłki. To jest wielka piłka w porównaniu z tym, co w swoim życiu już widziałeś? - W porównaniu z trzecio czy czwartoligowcami na pewno tak. Nas w tej chwili być może nie stać na inną piłkę. Jesteśmy bardzo ambitnym i wymagającym narodem - mamy wielkie oczekiwania wobec naszej reprezentacji, które moim zdaniem są bezpodstawne. Tak samo jest w stosunku do naszych klubów. Musi być coraz lepiej, ale trudno oczekiwać, żeby Polska zmieniła się w ciągu roku i po Euro 2012 było już różowo. To jest dosyć skomplikowany proces. Zawsze mamy wytłumaczenie, jak nasza reprezentacja Polski nie zagra dobrze lub nasze kluby nie zagrają dobrze w europejskich pucharach- to wina systemu szkolenia. Tego szkolenia w Polsce nie ma i przez to nie osiągamy też dobrych wyników w piłce nożnej. Mam nadzieję, że ten boom po Euro 2012 zostanie wykorzystany, a przynajmniej zostanie wyznaczony kierunek w szkoleniu młodzieży. Musi to być zrobione jak najszybciej, żeby kiedykolwiek przyniosło to efekty. Polskich piłkarzy na dobrym poziomie jest już coraz mniej. Cieszymy się z historycznego awansu Wisły i Legii do Ligi Europejskiej, ale tak naprawdę i w jednym i w drugim klubie tych Polaków było bardzo mało. Jakiś czas temu w mediach pojawił się temat objęcia przez ciebie funkcji dyrektora sportowego Cracovii. - Ja nic o tym nie wiem. Nie prowadziłeś żadnych rozmów w tej sprawie? - Z kim? Z profesorem Januszem Filipiakem na przykład. - Z profesorem Filipiakiem widziałem się dwa razy w życiu. Ja chodzę na Cracovię ze względu na Tomka Rząsę, który wielokrotnie mnie tam zapraszał, pokazywał mi nowy stadion. Jestem naprawdę bardzo zmobilizowany tym, że mają tak ładny stadion. Z kolei ze względu na fakt, że Wisła grała z Twente postanowiłem wybrać się na ten mecz, bo mam tam kilku holenderskich przyjaciół. Prezes Twente dowcipnie zaczął ze mną żartować, jak za moich czasów gry w Feyenoordzie, że niby Twente jest większym klubem od Feynoordu. W dwóch ostatnich latach udało im się naprawdę wskoczyć na dobry europejski poziom, ale dla mnie ważna jest także historia, którą niewątpliwie Feyenoord ma bogatszą. Miałem więc okazję zobaczyć też stadion Wisły, który nie jest taki zły, jak ludzie mówią. To komunikacja wokół stadionu jest dużo gorsza niż sam stadion i ten element z pewnością trzeba poprawić. Wypada być dumnym z tego, że Kraków ma dwie tak dobrze zorganizowane drużyny. Wisła przez ostatnie dziesięć lat miała monopol na wygrywanie, a Cracovia po wcześniejszych problemach organizacyjnych powoli zaczyna funkcjonować - mam nadzieję, że uda im się utrzymać w Ekstraklasie. Jeśli chodzi się o moją osobę, ja mieszkam w Krakowie i wiem, że będą mnie łączyć albo z jedną albo drugą stroną, ale najlepiej jakby mnie uznano za fana piłki krakowskiej. Ja jestem przecież ze Śląska, jestem urodzonym Ślązakiem, a do Krakowa przyjechałem z różnych względów i nie chcę, żeby mnie ktoś kojarzył z jedną czy drugą opcją, bo ja jestem wielkim fanem piłki i zrobię dużo, żeby ona w Polsce się rozwijała. Dlaczego wybrałeś akurat Kraków? - Wiele lat temu zaprzyjaźniłem się z Tomkiem Rząsą. W czasach, gdy wspólnie graliśmy w Feyenoordzie Rotterdam ta nasza przyjaźń się tak mocno zawiązała, że przez kilkanaście lat, jak tylko przyjeżdżałem na wakacje latem, to nie było tygodnia, żebym nie przyjechał do Krakowa. Moim cichym marzeniem było osiedlić się właśnie tutaj, a teraz jak nasze dzieci są już takie duże, w wieku szkolnym, to też szukaliśmy odpowiedniej szkoły dla naszego syna i dla naszych córek. Tutaj właśnie znaleźliśmy szkołę międzynarodową o profilu angielskim. Nasz syn - mówi płynnie w języku polskim, nie ma żadnych problemów ze zrozumieniem, ale nigdy nie uczył się w tym języku i to jest wielki problem. Z tego też względu przeprowadziliśmy się do Krakowa. W czerwcu organizujemy mistrzostwa Europy. Jaką widzisz dla siebie rolę przy organizacji tego turnieju? - Ja mam już wiele projektów związanych z Euro 2012. Jestem ambasadorem wolontariatu, jestem ambasadorem Castrola i będę go promował podczas turnieju. Dzięki Castrolowi mam świetną możliwość odwdzięczenia się fanom, którzy kibicowali mojej osobie. Castrol otrzymał olbrzymią ilość biletów, które mogę rozdawać na lewo i na prawo. Z tego powodu będę organizował kibicom różnego rodzaju konkursy. Jestem też ambasadorem Ferrero, Polskiej Izby Turystycznej, która bardzo poważnie reklamuje nasz kraj zagranicą, nie tylko ze względu na same mistrzostwa. Jest to bardzo rozszerzona oferta. Wcześniej reprezentowałem i promowałem Polskę w Londynie, niedługo wylatuję w tym celu do Madrytu. Właśnie taką pracę będę wykonywał przy Euro 2012. W każdym razie będę naprawdę blisko turnieju i wiem, że pod względem organizacyjnym, będą to dla nas bardzo udane mistrzostwa. Raczej nie spodziewam się, że ktoś mi zaproponuje pracę przy zespole czy w PZPN, chociaż tak jak powiedziałem, w tej kwestii nigdy nic nie wiadomo. Czyli do sztabu szkoleniowego nie zamierzasz dołączyć i pomóc przygotować się naszym bramkarzem? - Nasza reprezentacja ma już selekcjonera, asystentów i trenera bramkarzy. Tutaj raczej ekipa jest już zamknięta. Tomek Rząsa nie próbował cię wkręcić? - Tomek Rząsa ma swoją robotę i bardzo dobrze sobie w niej radzi. Myślę, że dopiero teraz ludzie dowiadują się, jak powinna funkcjonować reprezentacja i jakimi komunikatami powinno się informować opinię publiczną. Tomek wywiązuje się ze swojej pracy i nikogo nie zatrudnia. To on został zatrudniony przez PZPN na wyraźne polecenia przez Franciszka Smudę. To wielki plus, że tak wielkich ludzi wykorzystuje się do tego, żeby wizerunek tej piłki się zmieniał. Jak myślisz, na co stać naszą reprezentację w tym turnieju? - To jest bardzo trudne pytanie, bo wylosowaliśmy grupę marzeń, ale tak samo z tego cieszą się Czesi, Rosjanie i Grecy. Wszyscy chcieli trafić na Polskę, bo teoretycznie jesteśmy najsłabszym zespołem spośród tej szesnastki. Mamy troszkę podniesiony status ze względu na to, że jesteśmy gospodarzami i ja mam nadzieję, że reprezentacja Polski spełni oczekiwania kibiców i wyjdzie z tej grupy. Jest to jednak dosyć niewygodna grupa, bo tam tak naprawdę nie ma wygranego. Jak ktoś awansuje z tej grupy, to wykona zaledwie plan minimum, a pozostali będą zawiedzeni. Każdej z tej drużyn po prostu nie wypada nie awansować. Koniec części drugiej Rozmawiał: Konrad Kaźmierczak