Pamiętacie film: "Powrót do przyszłości"? W polskim futbolu, przerabiamy właśnie powrót do... przeszłości, a może nawet żadnego powrotu nie ma, bo nigdy nie poszliśmy naprzód, tkwiąc cały czas w tym samym bagnie niedomówień, kolesiostwa i wymijających odpowiedzi władz PZPN-u. Nowy rok jeszcze dobrze się nie zaczął, a my już mamy za sobą pierwszą aferę, w której Związek odegrał niepoślednią rolę. Tylko dzięki medialnej nagonce sprawie szybko ukręcono łeb i pewnie za kilka tygodni nikt nie będzie pamiętał, że jedną z pierwszych decyzji Komisji Kształcenia i Licencjonowania Trenerów PZPN w roku 2011 było przedłużenie licencji Janusza Wójcika. Nic to, że były trener Legii Warszawa ma kilkanaście zarzutów związanych z korupcją, że prokuratura dotarła do billingów, według których ponad 300 razy miał nawiązywać telefoniczne połączenie z (nie-) sławnym "Fryzjerem". Wszystko to nie miało znaczenia. 6 stycznia Wójcik dostał od PZPN-u licencję, która po niecałym tygodniu została zawieszona. Po co w ogóle władze Związku przyznawały "Wójtowi" prawo wykonywania zawodu? Na co liczyły? Chyba na to, że kibice i media nie zauważą, że znowu uda się nas zrobić w balona!? Tu już nie trzeba trenować, tu trzeba dzwonić Oczywiście można powiedzieć, że to wszystko nas nie dotyczy, ale wyobraźcie sobie, że na treningu waszej ulubionej drużyny pojawia się nowy trener. Wychodzi na zajęcia, organizuje wewnętrzną gierkę, ogląda piłkarzy, a po chwili macha ręką, opuszcza boisko i... idzie do swojego gabinetu. Za moment próg drzwi przekracza kapitan drużyny. - Trenerze, no co pan? Przecież jesteśmy na samym dnie tabeli... Trzeba ostro trenować i wyprowadzić ten klub z kryzysu! Szkoleniowiec nawet nie podnosi wzroku, za to gorączkowo wystukuje jakiś numer na klawiaturze swojego telefonu komórkowego. - Tu już nie trzeba trenować, tu trzeba dzwonić! - wypala za chwilę. Ta historia wcale nie jest wytworem wyobraźni zanadto kreatywnych dziennikarzy. Dokładnie taka sytuacja miała miejsce podczas treningu Świtu Nowy Dwór Mazowiecki, czyli klubu w którym Janusz Wójcik pracował w sezonie 2003/4. W Nowym Dworze w ogóle było wtedy bardzo "wesoło" - prezesem klubu był magnat przemysłu wędliniarskiego, Wojciech Sz. To on wpadł na pomysł, żeby w beznadziejnej sytuacji zadzwonić do Wójcika. Wiedział, że jego "umiejętności" mogą pomóc Świtowi w utrzymaniu. Kilka lat później także Sz. zostały postawione zarzuty. Ojciec chrzestny i jego ludzie "Przegląd Sportowy" opublikował kilka dni temu obszerne zeznania Janusza Wójcika, jakie ten złożył w sprawie afery korupcyjnej. Po przeczytaniu tego tekstu człowiek jest w szoku - sieć nieformalnych powiązań i zależności, pomiędzy głównymi (anty)bohaterami tego spektaklu jest niemal tak rozbudowana jak ta znana z "Ojca Chrzestnego". W roli głównej występował "Fryzjer", który miał haka na każdego. Sędzia, zawodnik, trener - nieważne. Każdy musiał się bać, bo "Fryzjer" miał rozeznanie. Wójcik: - Wojciech Sz. i Janusz S. zwrócili się do mnie, żeby zrobić listę sędziów, którzy są pewniakami, czyli można z nimi rozmawiać o meczu. Nie miałem takiego rozeznania, dlatego zwróciłem się do "Fryzjera". Ale on był cwany i powiedział, że chce rozmawiać o sędziach przed każdym konkretnym spotkaniem. Trochę śmiesznie wygląda zarzut Wójcika, jakoby "Fryzjer" był cwaniakiem. Nie dlatego, że Ryszard F. cwaniakiem nie był, ale dlatego, że Wójcik wcale nie był od niego gorszy! Zna takie historie, że słuchając ich, włos na głowie się jeży. Któregoś razu zwolnił z treningu Łukasza G., by ten pojechał rozmawiać o odpuszczeniu meczu ze swoimi dawnymi kolegami z Groclinu Grodzisk Wlkp. Rozmowy nie szły, ale akcja była zaplanowana tak, że nawet żona Łukasza G. była zaangażowana! Kontaktowała się z... żonami piłkarzy Groclinu, by te nakłaniały mężów do odpuszczenia meczu. Krewni i znajomi Wójcika Na ostatniej stronie "PS" ankieta. Dziennikarze zapytali prezesów klubów Ekstraklasy, czy zatrudniliby Wójcika na stanowisku trenera swojej drużyny. 25 klubów jest na nie. Czterech działaczy nie chciało odpowiedzieć, a kolejnych czterech stwierdziło, że nie wie, czy zdecydowałoby się na taki krok. Prezes Cracovii Janusz Filipiak i szef Górnika Łęczna Krzysztof Dmoszyński zasłaniali się długą znajomością z selekcjonerem. Panowie, znajomość to jedno, ale tu przecież nie chodzi o to, czy wyszlibyście z "Wójtem" na piwo. Właściwe pytanie brzmi: czy zatrudnilibyście na stanowisku trenera człowieka z zarzutami korupcyjnymi? * * * We wrześniu 2009 roku Wójcik miał wypadek. Spadł ze schodów w swoim domu i doznał poważnego urazu czaszki. Doszedł już do zdrowia i przekonuje, że problemy zdrowotne zmieniły jego podejście do życia. Składając wniosek o licencję podpisał oświadczenie, w którym zobowiązał się do kształtowania osobowości młodych piłkarzy i promowania postaw zgodnych z duchem fair-play. Tylko czy ktoś w to w ogóle wierzył? Kołtoń: O korupcji i "ufoludkach" Czytaj inne teksty Bartka i dyskutuj z nim na blogu. Kliknij!