Selekcjoner przyznał również, że dalej chciałby pracować z reprezentacji Polski. Czy to prawda, że podał się Pan do dymisji? - W ogóle nie ma takiego tematu, żebym się już podał do dymisji. Przecież jutro mamy jeszcze mecz, którym my w zespole żyjemy. Po mistrzostwach przeanalizujemy naszą grę, złożymy raport i będziemy rozmawiali z prezydium PZPN. Czyli zaprzecza Pan, że decyzją już zapadła? - Oczywiście, że nie zapadła. Ale jeśli jest tak źle, jak piszą niektóre gazety, to ja również muszę się poważnie zastanowić, czy jest sens to dalej ciągnąć. Jeśli ja mam przeszkadzać drużynie, to byłoby bez sensu. Ja chcę, aby ta reprezentacja grała jak najlepiej, choćby w eliminacjach do mistrzostw Europy. Z drugiej strony proszę zauważyć, jak to u nas w Polsce jest. Po najważniejszych imprezach jest zmiana trenera. Nawet Kazimierz Górski, który był najlepszym polskim trenerem, został zwolniony po olimpiadzie w 1976, jak zdobył srebrny medal. Jacek Gmoch po piątym miejscu na MŚ. Jurek Engel wprowadził zespół po 16 latach na mistrzostwa świata i też mu podziękowali. Teraz jest kolej na mnie. Coś w tym jest. W prasie krążą już nazwiska Pana następców. - To nie jest moja sprawa. Jeśli odejdę, to będzie to decyzja związku. Na pewno jeżeli odejdę, to każdemu następcy będę życzył jak najlepiej, żeby robił jak najlepsze wyniki z reprezentacją. To jest polska drużyna i zawsze będę trzymał za nich kciuki. Czy jutro po meczu z Kostaryką możemy spodziewać z Pana strony się jakiegoś ważnego oświadczenia? - Dymisji na pewno nie złożę. Czy media ostro dały się Panu we znaki podczas pobytu w Niemczech? - Już od tygodnia patrzę, jak w moje balkonowe okno są ustawione aparaty fotograficzne. Co oni chcą? Żebym wypadł z balkonu? Chyba tak, bo pewnie by się cieszyli z tego. Ja rozumiem krytykę, że graliśmy słabo i takie jest prawo mediów. Ja nigdy nie prosiłem kogoś, żeby napisał, że graliśmy dobrze, kiedy graliśmy słabo, bo byłbym w stosunku do siebie nie fair. Krytykę mojej osoby też mogę znieść, ale rzeczy takie jak pisali o mnie: "Zginął, zaginął", "Dwa dni go nie ma" - to jest bez sensu. Wyglądało to tak, jakbym gdzie na dwa dni wyjechał i zostawił zespół. Ma Pan żal do dziennikarzy? - Ja nie mam żalu do dziennikarzy. Wy też pracujecie, piszecie dla kibiców. Jednak takie teksty jak "po co macie wracać do Polski", "wyjeżdżajcie z kraju"... Panowie, ja mam 53 lata. Grałem cztery lata na Zachodzie i każdy wolny czas spędzałem w Polsce. Mieszkam cały czas w Polsce i jeżeli mnie ktoś wygania z kraju, to jest to nie fair w stosunku Polaków. Czy jednak nie jest tak, że trenerzy i piłkarze patrzą na wszystkie media przez pryzmat gazet brukowych? - Ja nie patrzę tylko na jeden tytuł. W "Wyborczej" podobno dziś napisali, że podałem się do dymisji. Panowie, ja nie podałem się do żadnej dymisji. Niby taka poczytna i wielka gazeta, a pisze takie rzeczy. Boli Pana to, że w ostatnich dniach żąda się Pana głowy? - Przez trzy i pół roku przeszedłem różne etapy. Już przed eliminacjami do mundialu byłem zwalniany. Również po drugim meczu z Anglią, żądano mojej dymisji. Przeżyłem to i myślę, że dlatego, że dalej byłem trenerem, to Polska awansowała do mistrzostw świata. Mogę powiedzieć jeszcze tak, że jeśli ma być zmiana na stanowisku trenera, to teraz, bo jakiekolwiek zmiany w trakcie eliminacji są bardzo kosztowne. Ale czy chciałby Pan dalej pracować z reprezentacją? - Prowadzę ją przez 3,5 roku. Jakbym nie chciał, to nie podejmowałby się tego od początku. Czy zauważył Pan, że grono przychylnych Panu osób maleje? - Zawsze tak jest. Jak nie ma wyników, to musi to grono maleć, bo każdy się chce od tego odczepić. Jak były wyniki, to miałem wielu ludzi przy sobie. Jak obecnie wyglądają Pana związki z działaczami z Wronek? Może znajdzie się dla Pana miejsce w nowych Lechu Poznań? - Byłem wiceprezesem Amiki do spraw sportowych i na czas pracy z reprezentacją zostałem urlopowany. Czy będzie szansa powrotu po urlopie, to trzeba się spytać właścicieli. Umowę mam ważną, ale może nie być tam dla mnie miejsca. Czy nie boi się Pan, że zawodnicy nie udźwigną ciężaru wtorkowego spotkania? Że przejdą obok niego? - Panowie, to są zawodnicy, którzy grają za granicą lub w dobrych polskich klubach. Jeśli oni nie będą potrafili unieść ciężaru, to nie mielibyśmy co szukać w meczu z Kostaryką. Czy Ireneusz Jeleń zagra we wtorek? - Gdybym po tym co Jeleń pokazał w końcówce meczu z Ekwadorem i z Niemcami posadził go na ławce, to bym nie znał się na piłce nożnej. Jednak na temat składu proszę już pytać, bo nic nie powiem. Jednak ostatnie pytanie o skład musi paść. Powiedział Pan, że jutro może zagrać Grzegorz Rasiak. - Oczywiście, że może zagrać. Ma szansę tak jak wszyscy. Ja już mam skład w głowie. Co można powiedzieć o mocnych stronach Kostaryki? - Mają bardzo dobrych napastników Gomeza i Wanchope. Mamy jednak dylemat, czy też nie zrobią jakichś zmian w zespole, bo w dwóch meczach grali prawie żelaznym składem. Po dwóch porażkach mogą zagrać inaczej, ale zmienników też mamy wszystkich rozpracowanych. Jeśli pojawi się ktoś nowy w składzie, to będziemy wiedzieli gdzie on zagra na boisku, czy gra lewą noga, czy prawą itp. Zawodnicy też już wszystko wiedzą, bo mieliśmy dwie bardzo dobre odprawy, na których omawiane były ich sylwetki. Niektórzy zawodnicy zawiedli na tych mistrzostwach świata. Ma Pan do nich pretensje? - Co mam powiedzieć, że spodziewałem się, że jeden albo drugi zawodnik będzie w lepszej formie? Jeśli ja mam jakieś uwagi, to przekażę je zespołowi. Jeśli ktoś ma pretensje do drużyny, to przekażcie je do mnie, bo to ja jestem odpowiedzialny. Mnie możecie obciążać winą, ale ja o zawodnikach publicznie źle mówił nie będę. Czy w raporcie, który ma Pan przedstawić po MŚ w PZPN będzie Pan analizował grę każdego zawodnika? - Prezydium PZPN ma dać jakieś wskazówki i wszystko co będą chcieli, to im napiszę. Codziennie opisuję sobie co robiliśmy, jak trenowaliśmy, a niektóre treningi są nawet nagrane kamerą. Wiemy co robiliśmy i nie będzie problemu. Potrzebuję tylko dwa tygodnie, aby to wszystko dobrze poukładać. Czy obserwujecie już rywali w eliminacjach do mistrzostw Europy? Ktoś patrzy jak gra np. Portugalia? - Portugalię mniej obserwujemy, bo z nimi gramy najpóźniej i może zmienić się u nich zespół. Na dzień dzisiejszy najbardziej zajmujemy się Serbią i Czarnogórą, z która gramy na początku eliminacji. Czy fakt, że nie może Pan palić na ławce podczas meczu, źle na Pana wpływa? - Nie, nie jest to dla mnie problemem, bo latam na duże odległości samolotami i też nie palę. Jeśli czegoś nie wolno, to nie wolno. Ale po meczu lubię zapalić. Czy denerwuje się Pan przed tym ostatnim meczem na mundialu? Przed każdym meczem jest stres. Przegraliśmy dwa mecze na mistrzostwach świata i co mam na luzie podchodzić? Na pewno stres i zdenerwowanie są jeszcze większe. Andrzej Łukaszewicz, Barsinghausen mundial2006.blog.interia.pl