- Niespodziewanie na stanowisku pierwszego trenera, tymczasowo znalazł się Piotr Makowski. Jak układa się współpraca między wami? - Między nami nie jest aż tak duża różnica wieku, jak między nami, a trenerem Matlakiem. Na pewno do tej pory trener Matlak był trenerem z autorytetem. Podchodziłyśmy do niego z respektem. Natomiast trener Makowski był momentami kolegą, z którym można było normalnie porozmawiać, ewentualnie doradził coś, czy się z nami pośmiał. W tym momencie myślę, że dużo się nie zmieniło. Uważam, że wywiązuje się ze swojej roli znakomicie. Poza tym, że sprawdza się na ławce trenerskiej i na treningach, to potrafi być skutecznym motywatorem. - Może ta zmiana Wam trochę pomogła, że trener wprowadził trochę więcej luzu? - To chyba nie o to chodzi. Jadąc na konferencję zastanawiałyśmy się z Misią (Katarzyną Gajgał) i z Asią (Joanną Kaczor), co miało na to decydujący wpływ. Ja myślę, że wszystko po kolei się tak jakoś nawarstwiło po tej porażce z Holandią chciałyśmy pokazać, że jednak potrafimy grać. Cała ta sytuacja z trenerem i jego żoną dodatkowo nas zmotywowała. Nie możemy powiedzieć tak jak mężczyźni, że to był zespół, który wytworzył jakąś wspaniałą grupę. Nasz zespół na pewno rodził się w bólach. Wszystko idzie w dobrym kierunku i mam nadzieję, że będzie tak dalej. - Czy widać było, że trener Makowski denerwował się przed tym pierwszym meczem? - Przed pierwszym meczem bez trenera Matlaka, Piotr Makowski wychodził z takiego założenia, że jest w dalszym ciągu drugim trenerem, a pierwszym trenerem jest trener Matlak i on po prostu go zastępuje. Może ktoś jak go zna bardziej widziały, że się stresuje, ale nam na pewno w tym pierwszym meczu nie dał po sobie tego poznać. W czwartek emocje brały już górę, więcej krzyczał, ale myślę, że to było bardziej dlatego, że chciał nas zmotywować. - Podobno Piotr Makowski opowiada dowcipy. Mogła byś coś o tym powiedzieć. - Prędzej jakieś historie niż dowcipy. Śmiejemy się czasem, że czyta Biblię dla sportowców albo jakieś książki psychologiczne. My się śmiejemy, ale na pewno w jakiś sposób to bardzo pomaga. Opowiada historię np. o kredkach: jak jest dwanaście kredek, to każdą z nich bardzo łatwo złamać, ale jak się dwanaście weźmie razem, to można mieć duży problem by tego dokonać. Jak jest zespół, jak wszystkie razem się zbierzemy, to na pewno będzie nas bardzo ciężko pokonać. To była pierwsza z historii, którą nam opowiedział w Hongkongu albo w Makao. Później było jeszcze kilka. - Gdzie szukać nadziei w meczu z bardzo dobrze poukładanymi i świetnie grającymi Holenderkami? - My już miałyśmy słaby dzień na tych mistrzostwach, zdecydowanie w meczu z Holandią. Teraz mamy nadzieję, że to Holenderki będą miały słabszy dzień w meczu z nami (śmiech). Tak na poważnie, to jest to zespół, który jest bardzo dobrze poukładany, ciężko się z nimi gra, ale w trakcie trzeciego seta w ostatnim meczu przeciwko nim pokazałyśmy, że jak nie zwiesimy głów i będziemy walczyć, to one też mogą odpuścić i nie zawsze będzie im wszystko wychodziło. Najważniejsze jest żeby wierzyć, że można z nimi walczyć. Jak będziemy robić wszystko tak, jak założymy przed meczem, to myślę, że i zwycięstwo może przyjść. - Jesteśmy w tym półfinale chyba dlatego, że nie wywierałyśmy na sobie żadnej presji, ciśnienia. Może na oko to wszystko było rozdmuchane, wiadomo - impreza w Polsce, pierwszy raz coś takiego jest organizowane. Poza tym kibice spisują się fenomenalnie. Atmosfera jest bardzo dobra, organizacja też. Nawet koleżanki z innych drużyn, mówią że wszystko jest bardzo dobrze przygotowane. Na pewno wokół był balon nadmuchany. Do nas to w jakiś sposób nie docierało. Może też dlatego, że mieszkałyśmy w Zgierzu i nie czuło się cały czas tej atmosfery, tej presji. Teraz już nic nie stoi na przeszkodzie żebyśmy wyszły do tego meczu z Holenderkami, walczyły i grały jak najlepiej, bo na pewno będzie pełna hala. Przede wszystkim jakbyśmy miały chwilę zwątpienia, to musimy myśleć chociażby o tych kibicach, którzy nam kibicują i są z nami - zakończyła reprezentantka Polski.