INTERIA.PL: W Portugalii spędziłeś kilka lat. Dostrzegasz tutaj jakieś zmiany? Ivan Djurdjević: Na przykład hotelu, w którym rozmawiamy, nie było. Trochę znam tutejsze klimaty. Znajomi z Guimaraes, z którymi rozmawiałem przed rewanżem, dopingowali mnie: musicie ich zabić, wyeliminować. Zapraszałem ich, żebyśmy przy okazji spotkali się w hotelu, odpowiadali że nawet nie chcą tutaj jechać. Braga jest bardzo nielubianym miastem w Guimaraes, dlatego dla mnie ten mecz jest szczególny. Mieszkańcy obu miast się nie lubią - ci z Guimaraes mówią o tych z Bragi, że są z Maroka, a ci z Bragi, że tamci są z Hiszpanii. Łatwo to można sobie wyobrazić - gdybym odszedł z Lecha i miał w innym klubie grać przeciwko Legii Warszawa, byłby to dla mnie tak samo ważny przeciwnik. Między Vitorią i Sportingiem zawsze była mała wojna. W Portugalii największym zainteresowaniem cieszą się FC Porto, Sporting Lizbona i Benfica, tak jak w Polsce Lech, Wisła i Legia. A Braga to taki odpowiednik GKS Bełchatów czy Korony Kielce? - Nie do końca, bo przecież Braga jest drużyną, która trzyma jakiś tam poziom od paru lat. W moim ostatnim sezonie w Guimaraes byliśmy piątą drużyną ligi, a Braga byłą czwarta, tuż za wielką trójką. Potem co roku kończyła sezon na wysokim miejscu, rok temu była wicemistrzem Portugalii. Sukcesy nie są przypadkowe, bo ta drużyna jest bardzo mądrze budowana, ma wielu dobrych zawodników. W wywiadzie dla "Piłki Nożnej" 14 lat temu Andrzej Woźniak, ówczesny bramkarz Sportingu Braga, mówił, że to taki klub dla starszych piłkarzy, kończących już kariery oraz młodzieży, która jednak zawsze wypatruje wysłanników Sportingu, Benfiki i Porto. - Nie zgadzam się z tym. Jest raczej odwrotnie. To zawodnicy, którzy nie łapią się do składów tych najsilniejszych klubów, trafiają do słabszych drużyn. Tu są bardzo przydatni, bo to gracze bardzo dobrze wyszkoleni, maja dobrą jakość. Tak jest też w Bradze. Piękny stadion w Bradze wypełnia się co najwyżej w połowie. Dlaczego tak się dzieje, skoro piłka nożna jest tu dyscypliną numer jeden? - Bo to klub, który pozostaje w cieniu Guimaraes. Tam na meczach zawsze jest co najmniej 20 tysięcy. W Bradze piłkarze też są dyscypliną numer jeden, nie mają konkurencji, ale nie wzbudzają takiego zainteresowania. W tym mieście przegrywały ostatnio większe i mocniejsze firmy od Lecha, jak Arsenal czy Sewilla. - Skoro mówimy o firmach, to Lech zawsze dobrze grał z dobrymi drużynami, także na wyjeździe. Tak było w tym sezonie już w Dniepropietrowsku. Braga ma u siebie dobre wyniki w pucharach, ale np. wygrała z Sewillą, która teraz w domu okazała się gorsza od FC Porto, co jeszcze niedawno było nie do pomyślenia. W Bradze przegrał też Arsenal, ale przyjechał tu z ośmioma rezerwowymi w składzie. Nie lekceważmy Portugalczyków, ale też nie przesadzajmy. Ma swoją siłę, ale my też ją mamy. Jesienią też pokazaliśmy się z dobrej strony w pucharach. Gdy oni spojrzą na nasze wyniki, to widzą remis 3-3 z Juve, wygraną 3-1 z Manchesterem City. Na takie argumenty jesteśmy z Bragą równi. Czujecie respekt? - Nie jest to zespół, którego musimy się bać. Na pewno stać nas na to, żeby wyeliminować Bragę i grać dalej. Jest to inna sytuacja, niż gdybyśmy wygrali pierwszy mecz 1-0 np. z Juventusem i mieli bronić zaliczki we Włoszech. Jesteśmy świadomi tego, oglądałem w Orange Sport ich ostatni mecz ligowy z Pacos de Ferreira i jeszcze raz okazało się, że Braga to zespół, który nie ma równowagi między obroną a atakiem. Słyszałem słowa trenera Domingosa po meczu w Poznaniu. Mówił, że jego zespół kontrolował mecz, a nam wystarczył jeden ich błąd. I to właśnie chodzi w piłce, jedna akcja czasem wystarczy do zwycięstwa i sukcesu. To oni muszą teraz uważać bardziej niż my. Czują pewnie presję, bo choć nasze 1-0 to skromna zaliczka, to jednak zawsze zaliczka. Spodziewacie się, że zaatakują was od pierwszego gwizdka sędziego? - Tak, bo oni zawsze dobrze wchodzą w mecz i pewnie się na nas rzucą. Ale my też wiemy, o co chodzi i będziemy na to przygotowani. Wiemy, że ta drużyna słabo prezentuje się fizycznie, atakują, ale gdy odbili się od naszej obrony, jak od ściany, to już nie wyglądali tak dobrze. Grałeś już kiedyś na tym stadionie? - Nie tylko na starym, na którym trenowaliśmy wczoraj wieczorem. Nie miałem jakoś szczęście do tego obiektu, bo dwa razy, jako zawodnik Guimaraes, byłem akurat kontuzjowany, gdy tu przyjechaliśmy. A później w Beleneses dwukrotnie siedziałem na ławce rezerwowych. Stadion widziałem, jest fajny, wyjątkowy, ale jak każdy inny ma boisko i dwie bramki. Na tym się skupiamy. Sądzę, że na trybunach kibice Lecha, choćby było ich tylko tysiąc, będą głośniejsi od miejscowych. Dla mnie to norma, bo w derbach z Guimaraes rozgrywanych w Bradze kibiców gości było więcej i ich doping zawsze był lepszy. Rozmawiał w Bradze Andrzej Grupa