"Nasza sytuacja jest zdecydowanie lepsza niż rok temu i myślałem, że nie będzie już +gaszenia pożaru+. Jestem zaskoczony tym, że piłkarze nie wyszli we wtorek na inauguracyjny trening. Przyznaję, że są zaległości finansowe, jedno- i dwumiesięczne. Rozmawialiśmy na ten temat dziś i w ciągu najbliższych dni te starsze zaległości zostaną zniwelowane. Ponieważ pojawiały się głosy o zainteresowaniu innych klubów naszymi graczami, wystawiliśmy ich na listę transferową, by zweryfikować te doniesienia i dać im szanse zmiany. Kilku zawodników zostało przesuniętych do drużyny Młodej Ekstraklasy" - powiedział prezes Polonii Damian Bartyla. Zarząd postanowił ukarać zawodników za odmowę treningu potrąceniem 15 proc. wypłaty. "Wydaje się, że najpierw powinniśmy dostać zaległe pieniądze a potem dopiero rozmawiać o karach. W moim przypadku 15 stycznia minie termin trzeciej wypłaty, której nie dostałem. Dowiedziałem się dziś, że jestem na liście transferowej, nie wiem jeszcze, co dalej będzie" - skomentował Michał Zieliński, wyceniony na 500 tysięcy złotych. Pięć razy mniej trzeba wydać, by pozyskać na przykład Tomasza Owczarka. "Mam nadzieję, że sytuacja się unormuje i w czwartek będziemy trenować. Wszystko na to wskazuje. Było trochę nieporozumień" - dodał inny wystawiony na sprzedaż zawodnik Grzegorz Podstawek. "Straciliśmy dwa dni zajęć. I to mnie martwi. Jednak... czasem trzeba zrobić krok w tył, by potem pójść dwa kroki w przód. Trzeba rozmawiać. A lista transferowa... Fakt, iż ktoś się na niej znalazł nie oznacza automatycznie, że odejdzie. Z drugiej strony, czasem piłkarze sami chcą sie na niej znaleźć, by zmienić otoczenie. Poza tym czasem, żeby przeżyć, trzeb kogoś sprzedać. Tak bywa na całym świecie. Musimy skończyć te dyskusje bo w piątek jedziemy na obóz do Gutowa. Nie wiem jeszcze w jakim składzie będziemy trenować w czwartek ale kadra, która wsiądzie do autokaru w piątek, będzie grała w Polonii do końca sezonu" - stwierdził trener Marek Motyka. Do spotkania zawodników, trenerów i działaczy doszło w bardzo "oszczędnie" ogrzewanym budynku klubowym. Ruch był na korytarzach wielki. Piłkarze najpierw rozmawiali z "szefami" wspólnie, potem pojedynczo. Większość bez słowa wsiadła do samochodów i odjechała. W dresie, przebrany i gotowy do "działania" był - jak się okazało niepotrzebnie - trener Motyka