W sobotę rozpoczynacie obronę tytułu mistrza Europy. Przed rokiem w mistrzostwach świata we Włoszech zabrakło nie tylko formy, ale i sprytu. Nie kalkulowaliście i w kolejnej fazie trafiliście na bardzo silnych rywali. Czy tym razem obejrzeliście sobie drabinkę? Krzysztof Ignaczak: - Oczywiście, że nie. Jesteśmy skoncentrowani tylko i wyłącznie na pierwszym spotkaniu. W sobotę mecz z Niemcami i tylko to mamy w głowach. Co się będzie działo dalej, w tej chwili mało nas interesuje. Kolejne spotkania grupowe z Bułgarami i Słowakami mają pomóc nam ustawić sobie turniej. Mamy świadomość tego, że jak będziemy zbyt daleko patrzeć w przyszłość, możemy obudzić się z ręką w nocniku. Może warto czasami przeanalizować sytuację. W mistrzostwach świata tego właśnie zabrakło. - Ale mogliśmy z czystym sumieniem spojrzeć w lustro, powiedzieć sobie, że zrobiliśmy wszystko i zagraliśmy fair. Nie nasza wina, że ciągle zmieniają się systemy rozgrywania imprez i gospodarze układają wszystko pod siebie. Dlatego uważam, że powinno to być raz na zawsze ustalone i nie powinno się zmieniać. Teraz system jest znów inny. Zwycięzcy czterech grup bezpośrednio awansują do ćwierćfinałów. Ci, którzy zajmą miejsca drugie i trzecie, zmierzą się w barażach. Szybciej wchodzicie w system pucharowy. To dobrze? - Nie ma to dla nas znaczenia. Najważniejsze, żeby grać swoją siatkówkę, wygrywać kolejne mecze i wtedy żaden system nie będzie straszny. Nie kalkulujmy, bo najistotniejsze jest grać bardzo dobrze. Na tym się skupiamy. To może podpowiem, że jeśli zajmiecie drugie miejsce w grupie i przejdziecie później baraże, to w ćwierćfinale przyjdzie wam się prawdopodobnie zmierzyć z Rosjanami. - Jeśli będziemy w dobrej dyspozycji, to i z nimi możemy wygrać. To nie są nadludzie i można ich pokonać. Oczywiście ostatnio grają znakomicie, udowodnili to triumfując w tegorocznej edycji Ligi Światowej, ale oni też mogą mieć słabszy dzień. Po co są wam poranne treningi przed wieczornymi meczami? Nie lepiej oszczędzać energię? - Nie, myślę, że to dobre rozwiązanie. One są po to, by poczuć piłkę, oswoić się z salą, rozruszać trochę mięśnie, nie leżeć w pokoju, myśleć, patrzeć w sufit lub oglądać telewizję. To raczej pobudzenie organizmu przed wysiłkiem, który czeka wieczorem. Jak wam podoba się O2 Arena? - Bardzo fajny obiekt. Przyjazny dla siatkówki, duży, ładny, nowoczesny. Na dodatek jest położony blisko hotelu. Jak wyglądają odprawy u trenera Andrei Anastasiego? - Są znacznie krótsze i bardziej treściwe niż u poprzedniego szkoleniowca Daniela Castellaniego. Dużo konkretnych uwag odnośnie tego, jak mamy grać, jak się zachowywać na parkiecie, sposoby rozgrywania piłki, kierunki ataków, zagrywek i itd. Nad czym w ostatnich dniach najbardziej się koncentrowaliście? - Na przyjęciu zagrywki i rozegraniu pierwszej piłki. I jak to wygląda? - Zobaczymy w pierwszym meczu. Na treningach trudno jest to ocenić. Dopóki nie zagramy oficjalnego spotkania, ciężko cokolwiek powiedzieć. Na pewno w porównaniu do naszej dyspozycji z Memoriału Wagnera sporo się zmieniło. Zeszliśmy z obciążeń treningowych, dlatego każdego dnia powinno być coraz lepiej. Jeśli chodzi o sprawy organizacyjne - łóżka nie są za małe? - Pod tym względem nie można się do niczego przyczepić. Mamy bardzo fajny, nowoczesny hotel, jedzenie jest bardzo dobre, więc do warunków zakwaterowania nie można mieć zastrzeżeń. W Pradze rozmawiała - Marta Pietrewicz