Faworytem nie był. To na Francuza Renauda Lavillenie stawiali eksperci. I on sam by nie pomyślał, że na zakończenie dnia, w poniedziałek, będzie gratulował tym, co siedzieli na ławce po jego prawej stronie - 22-letniemu Wojciechowskiemu i 25-letniemu Kubańczykowi Lazaro Borgesowi. Tylko oni dwaj pokonali poprzeczkę na wysokości 5,90 i mogli cieszyć się odpowiednio ze złotego i srebrnego medalu. Lavillenie musiał zadowolić się brązem. "Trochę się boję, co będzie. Teraz muszę nauczyć się z tym żyć. Myślę, że to będzie straszne" - powiedział cytowany na stronie Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych (IAAF) Wojciechowski, zawodnik WKS SL Zawisza Bydgoszcz. Podopieczny Włodzimierza Michalskiego zdaje sobie sprawę z tego, że jego życie może diametralnie się zmienić. "Nadal mieszkam z rodzicami, starszym bratem i dziadkiem. Mama pracuje w sklepie, a mój tata jest listonoszem. Może teraz się wyprowadzę i zamieszkam razem z dziewczyną?" - zaczął snuć marzenia młodzieżowy mistrz Europy. W ich zrealizowaniu na pewno pomoże czek w wysokości 60 tys. dolarów - nagroda IAAF za złoty medal mistrzostw świata. To jednak na pewno nie koniec. Jako najlepszy zawodnik globu nie będzie miał problemów ze znalezieniem sponsorów, a i na mityngach powinien zarabiać znacznie więcej. Wojciechowski ma jednak jeszcze większe cele przed sobą. Za rok są igrzyska olimpijskie w Londynie, a on na treningach na gumie atakuje już wysokości 6,10. To zdumiewające, biorąc pod uwagę, że jeszcze 12 miesięcy temu jego rekord życiowy wynosił 5,60. Wszystko zmieniło się na początku tego roku, kiedy w hali na mityngu w Gent skoczył 5,86, a potem zajął czwarte miejsce w halowych mistrzostwach Europy w Paryżu. To była już zapowiedź tego, co czeka polskich kibiców w sezonie letnim. Trener Włodzimierz Michalski uważa, że powodem tak szybkiego postępu jest przede wszystkim zmiana techniki, wydłużenie rozbiegu z czternastu na szesnaście kroków i używanie twardszych tyczek. Wojciechowski nie tylko jednak lekką atletyką żyje. "Uwielbiam łowić ryby, to bardzo mnie odpręża. Robię to w każdej wolnej chwili, to moje największe hobby. Potrafię nawet wstać o 3 rano i pójść na ryby. Każdego dnia widuję się również ze swoją dziewczyną. Zazwyczaj trenuję raz dziennie po dwie - trzy godziny sześć razy w tygodniu" - dodał. Teraz trochę jego rozkład zajęć się zmieni. Więcej zaproszeń na mityngi, większe nadzieje i marzenia, ale i większa presja. Zwłaszcza, że za rok igrzyska olimpijskie. To dużo jak na 22-letniego chłopaka, który jeszcze rok temu nie marzył o takich wyczynach. "Nie wiem jak to będzie. To za dużo w tej chwili. Nie zamierzam niczego zmieniać. Każdego dnia będę trenował i będę miał nadzieję, że przyniesie to takie same rezultaty" - wspomniał. W poniedziałek Wojciechowski zdobył w Daegu pierwszy medal dla Polski. Na czwartym miejscu uplasował się jego klubowy kolega Łukasz Michalski, a na siódmym Mateusz Didenkow (SKLA Sopot). Z Daegu - Marta Pietrewicz