- Żeby wygrać mistrzostwo NBA potrzebne są trzy rzeczy - odpowiednie podejście, wola walki oraz dobry zespół, który doskonale się zna i czerpie radość z gry. Wydaje mi się, że właśnie Magic bardziej cieszą się z występu w finale. Niewiele jest osób, które potrafiły przewidzieć, że tu zagrają - chyba tylko mi się to udało - zaznaczył Horry. Jego zdaniem porażka w pierwszym meczu nie przekreśla szans drużyny w walce z faworyzowanymi Lakers. Horry przyrównał obecnych Magic do drużyny Houston Rockets, z którą w 1995 roku pokonał w finale... Magic 4:0. Wtedy jednak "Rakiety" sprawiły niespodziankę już w pierwszym spotkaniu. - Podobnie jak my wtedy, dziś Orlando nie ma nic do stracenia - może cieszyć się udziałem w finale. A nie ma nic gorszego niż grać z takim przeciwnikiem - zapewnił "Big Shot Rob". Słynny koszykarz bardzo pochlebnie wypowiada się o pierwszym Polaku w finale NBA - Marcinie Gortacie. - Bardzo podoba mi się jego gra. Potrafi świetnie zbierać, blokować, dobrze broni. Co więcej - wie, jaka jest jego rola w zespole i potrafi ją wypełnić. Lubię takich zawodników. Na pewno może mieć wpływ na grę Magic w kolejnych meczach. Jest co prawda za wolny by cały czas zatrzymywać Pau Gasola, ale już z Andrew Bynamem powinien sobie radzić lepiej - zapewnił Horry. Horry podkreślił, że obie drużyny mają wiele atutów i są na zbliżonym poziomie. - Zarówno Magic, jak i Lakers świetnie radzą sobie w grze podkoszowej. Magic potrafią lepiej rzucać z dystansu i od tego zależy ich sukces. Z kolei Lakers mają w składzie najlepszego koszykarza na świecie - Kobe Bryanta" - ocenił. I rzeczywiście w pierwszym meczu Bryant rzucił 40 punktów, zebrał osiem piłek i miał osiem asyst. Z kolei obwodowi gracze Magic zawiedli i zaowocowało to wysoką porażką. Drugie spotkanie odbędzie się w niedzielę w Los Angeles.