O wszystkim zadecydowała I tercja, w której Orły grały bojaźliwie, nerwowo, nie były w stanie opanować tremy. Owszem, pierwsze dwie minuty mieliśmy niezłe - udało się przedrzeć kilka razy pod bramkę Andreja Hoczevara i strzelić na bramkę, ale jak już Słoweńcy natarli, to od razu strzelili gola. Obrońcy zbyt łatwo puścili przed bramkę Sabahudina Kovaczevicia, a ten znalazł sposób na Krzysztofa Zborowskiego. "Zbora" - do spółki z obrońcami - ma na sumieniu drugie trafienie - Tomasza Razingara. Bramkarz Wojasa/Podhala nie zamroził krążka, a obrońcy go nie wybili, więc Razingar skorzystał z prezentu i z metra z bekhendu wpakował "gumę" do siatki. Przez gola Razingara nasza radość po wyrównującym golu Mariana Csoricha trwała tylko 33 sekundy. Obrońca Comarchu/Cracovii wykorzystał okres gry w przewadze liczebnej ładnym strzałem z dystansu z nadgarstka. Okazało się, że decydującego o porażce gola straciliśmy na 11 sekund przed końcem I tercji po wrzutce spod niebieskiej linii Gregory'ego Kużnika. Odbity rykoszetem krążek zmylił Zborowskiego. Najlepszym okresem w wykonaniu "Biało-czerwonych" była druga, w której nie dość, że strzeliliśmy kontaktowego gola (piękny strzał Jarosława Kłysa w okienko), to jeszcze totalnie zdominowaliśmy Słoweńców. To był dobry prognostyk przed III tercją, ale w niej nie graliśmy już tak dobrze. Inna sprawa, że rywale nastawili się na wybijanie nas z uderzenia, zagęszczanie niebieskiej linii własnej tercji utrudniając w ten sposób przedarcie się pod bramkę Hoczevara. Nie pomogła nam kontrowersyjna decyzja sędziego Miroslava Jebavego z Czech, który dopatrzył się faulu Leszka Laszkiewicza w 55. min (Słoweniec symulował upadek) i odesłał naszego lidera do boksu kar w momencie, w którym próbowaliśmy odrobić stratę. Gdy Laszkiewicz wrócił na lód, do końca III odsłony zostały trzy minuty. Za moment Jarosław Różański wypracował karę w tercji rywala. To był dla nas ostatni dzwonek. Mimo wycofania Zborowskiego, nie udało się doprowadzić do wyrównania. To Słoweńcy byli bliżsi zdobycia kontaktowej bramki, ale jeden z nich z bliska nie trafił do pustej bramki. Ta porażka właściwie przekreśla nasze marzenia o powrocie do światowej elity, ale też chyba tylko szaleńcy liczyli na to, że reprezentacja złożona wyłącznie z zawodników słabej PLH jest w stanie awansować do MŚ gr. A. Trzeba oddać, że Wiktor Pysz i Andrzej Słowakiewicz potrafili nieźle upudrować trupa polskiego hokeja (tylko dwa kluby nie mają zaległości z wypłacaniem pensji, reprezentacja U-20 spadła do III ligi, a U-18 u siebie została rozstrzelana przez Niemców 0-10). Walczyliśmy jak równy z równym ze Słowenią, która ma skład oparty na zawodnikach silnych lig - międzynarodowej austriackiej EBEL, włoskiej, czy francuskiej. Przed turniejem obawialiśmy się o postawę obrońców. Tymczasem to ich strzały zapewniły nam gole. Napastnicy byli nieskuteczni. Słowenia - Polska 3-2 (3-1, 0-1, 0-0) Bramki: 1-0 Kovaczević (2:56), 1-1 Csorich (13:44 Drzewiecki w przewadze), 2-1 Razingar (14:17 Szivić, Hevar), 3-1 Kużnik (19:49 w przewadze), 3-2 Kłys (24:03 Malasiński, Proszkiewicz w przewadze). Sędziował: Miroslav Jebavy (Czechy). Kary: 12 oraz 10 min. Widzów: 2 tys. Polska: Zborowski - Kotlorz, Csorich, Laszkiwicz, Pasiut, Drzewiecki - Kłys, Dutka, Malasiński, Proszkiewicz, Kolusz - Wajda, Skrzypkowski, Bagiński, Różański, Rzeszutko - Rompkowski, Sarnik, Dziubiński, Danieluk, Łopuski. Słowenia - Polska - zapis relacji na żywo!