Jak można ocenić grę w tercji, w której oddaje się dwa strzały? To prawda, że przez prawie jej połowę broniliśmy się w osłabieniu, ale tak łatwo łapane kary przecież z czegoś wynikały. Po prostu nie nadążaliśmy za rywalami, a przecież to starsi i ciężsi Ukraińcy mieli zagrzebać się w miękkim lodzie. Tymczasem w pierwszej tercji nasi jeździli, a Ukraińcy grali. Znowu zabrakło gry ciałem. W pierwszej tercji pozwoliliśmy im wjechać z krążkiem do bramki. W drugiej też brakowało agresji. Przy drugim golu Szafarenko miał czas by z bliska dobić swój własny strzał. Zamiast myśleć o dobitce, powinien szorować tyłkiem po lodzie, ale nikt nie zaatakował go ciałem. Trzecią straconą bramkę można darować, bo wreszcie ruszyliśmy do przodu i nadzialiśmy się na kontrę. Czwarty gol Ukraińców nie powinien zostać uznany. To prawda, że sędziowie sami decydują, czy przerwać grę po uderzeniu krążka w kask bramkarza, ale Rafał Radziszewski nie został trafiony po przypadkowym odbiciu gumy od czyjegoś kija, tylko po potężnej "klepie". Decyzja sędziego miała się nijak do ducha sportu. Jednak z drugiej strony każdy gol stracony dwie sekundy przed końcem jest efektem słabości zespołu. Ukraińcy wcisnęli go siłą. Nam zabrakło jej, by przepchać się pod własną bramką. W dwóch meczach sędziowanych przez Jana Hribika straciliśmy już trzeciego zawodnika, a najciekawsze jest to, że żaden z tych ataków rywali według Czecha nie kwalifikował się nawet na karę mniejszą! To prawda, że Ukraińcy są lepiej wyszkoleni technicznie, lepiej jeżdżą na łyżwach i mają większe doświadczenie, ale różnica między nimi a naszą drużyną nie jest taka, jak stosunek strzałów w pierwszej tercji. Trener Wiktor Pysz przyznał dyplomatycznie, że "nie weszliśmy w ten mecz", co nazywając rzecz po imieniu oznacza, że na początku nie podjęliśmy walki. W drugiej tercji Grzegorz Pasiut pokazał, że rywale nie są tak mocni, że nie można strzelić im gola. Można i to nawet w osłabieniu! Z kolei w trzeciej oddaliśmy więcej strzałów od nich. Od miesięcy nasi kadrowicze wiedzieli, że będzie to kluczowe starcie, a na lodzie okazało się, że jesteśmy zagubieni. Właśnie to boli, a nie wynik, bo przegrać można zawsze. Równie trudno pogodzić się z faktem, że kilku pijanych pseudokibiców podszywających się pod fanów naszej reprezentacji narobiło wstydu nie tylko polskiemu hokejowi. Jeden z nich, jeszcze przed rozpoczęciem meczu, był tak pijany, że chwiejąc się na nogach, wlókł za sobą po ziemi polską flagę. Nie potrafili uszanować ukraińskiego hymnu, a gdy prawdziwi polscy kibice, jeżdżący za kadrą wszędzie i swoją postawą walczący ze stereotypem "Polaka-kibola-chuligana", zwrócili im uwagę, rzucili się na nich z pięściami. Siedem tysięcy ludzi na trybunach śpiewa, klaszcze i świetnie się bawi, a w naszym, kilkunastoosobowym sektorze Polak bije Polaka... Mirosław Ząbkiewicz, Kijów