Kapitan naszej reprezentacji musiał zjechać z lodu już w 47. sekundzie meczu. - Dostałem kijem od Adriana Parzyszka - wyjaśnia na stronie Cracovii Leszek Laszkiewicz, który wie, że w zagraniu nie było żadnej premedytacji. - Uderzył mnie zupełnie przypadkowo, w ferworze walki. Zresztą potem przeprosił. Diagnoza jest jednak dość poważna - podejrzenie złamania małego palca u prawej ręki. - Mam pecha, bo na początku tego sezonu doznałem złamania kciuka, również u tej samej ręki - przypomina napastnik. Wtedy musiał pauzować przez tydzień. Sędzia nie dopatrzył się faulu także na Patryku Noworycie, któremu jeden z tyskich graczy złamał kijem nos. - Z tym da się grać. Jeżeli będzie konieczność to ubiorę kratę i wyjdę na lód - powiedział obrońca "Pasów". Podczas niedzielnego meczu w Krakowie Baranyka rzucił na bandę obrońca "Pasów" Martin Dudasz. Napastnik Podhala długo nie mógł dojść do siebie, a prosto z lodu pojechał do szpitala ze złamanym nosem i podejrzeniem wstrząśnięcia mózgu.