Święta Bożego Narodzenia to dla Polaków specjalny czas. Tradycyjne zwyczaje, choinka, potrawy na wigilijnym stole. Czy podobnie jest w Hiszpanii? Jose Ignacio Hernandez: To także czas spędzany tradycyjnie z rodziną. Święta to w zasadzie Wigilia i pierwszy dzień - uroczysty obiad. Jakie są tradycyjnie dania na świątecznym stole w pana domu, w mieście z którego pan pochodzi - Salamance? Musi być jagnięcina i malutkie pieczone prosię zwane cochinillo, owoce morza. Nie może zabraknąć tradycyjnego ciasta turron z migdałami, hiszpańskiego szampana - cava oraz dobrego czerwonego wina ribera del duero. Czy są jakieś inne zwyczaje świąteczne typowo hiszpańskie? Tak. W Sylwestra, w ostatnich 12 sekundach starego roku zjadamy 12 winogron. Potem rozpoczyna się zabawa, która trwa do wschodu słońca. 6 stycznia w święto Trzech Króli to tradycyjny dzień dawania prezentów dzieciom. Od dwóch lat prowadzi pan z sukcesami Wisłę w lidze (mistrzostwo w 2011 r. - PAP) i Eurolidze (Final Four 2010 - PAP). Czy nadal panu coś trudno zaakceptować w Polsce? Pogodę, to znaczy niskie temperatury. Język też jest trudny. Nie mówię po polsku. Znam kilka słów. Przepraszam, że się nie nauczyłem! Nie jest to łatwe, bo w zespole i klubie wszyscy mówią po angielsku. Trudna jest rozłąka z rodziną, przyjaciółmi, ale to jest zawsze element pracy trenera niezależnie od kraju. Za to polubiłem polskie potrawy. Moja ulubiona to żurek. W Hiszpanii przepadam za to za tradycyjną lokalną szynką. Jak ocenia pan poziom rozgrywek polskiej ligi? Czy można porównać PLLK do ligi hiszpańskiej? Rozgrywki w Hiszpanii, Turcji, Francji i Rosji stoją na wyższym poziomie, ale polska liga jest także silna. Zaliczam ją do czołówki europejskiej. Wszędzie mamy podobne realia: są kluby mocne, ale i znacznie słabsze, głównie z powodu kłopotów finansowych. W Hiszpanii jest bardzo dużo dobrych rozgrywających i zawodniczek obwodowych, a Polsce wiele utalentowanych i silnych podkoszowych. Połączenie obydwu lig to byłby niezły pomysł... Wisła ma wiele nowych zawodniczek w tym sezonie. Drużyna gra jednak tak, jakby się znała od lat. Czy to najsilniejszy zespół Wisły, jaki pan zbudował w Krakowie? Lepszy od tego, który dotarł do Final Four Euroligi w 2010 roku? Najważniejsze jest to, żeby zachować trzon drużyny, żeby nie było zbyt wiele nowych koszykarek. Naszą siłą jest praca zespołowa, atmosfera. Nie mamy indywidualności, gwiazd, którymi mogą poszczycić się ekipy z Hiszpanii, czy Turcji, ale stworzyła się wspaniała grupa. Wisła jest obecnie, moim zdaniem, silniejsza niż w 2010 r. Euroliga też się jednak zmienia. Przynajmniej sześć zespołów tych rozgrywek prezentuje w tym sezonie bardzo wysoki poziom. Nie oglądamy się jednak na innych, szanujemy rywali, ale się ich nie boimy. Marzymy o udziale w turnieju finałowym Euroligi. Rozmawiała Olga Miriam Przybyłowicz