Juan Jimenez z "ASa" podkreśla koniec ery Sevilli jako klubu z piłkarskiej elity. "Estadio Sanchez Pizujan nie usłyszy już w tym roku hymnu Ligi Mistrzów. Upadek, w dodatku hałaśliwy, niesie przesłanie: Sevilla straciła gwiazdę ze swojego książęcego stroju. Schodzi stopień w dół i odpina naszywki" - napisał po meczu dziennikarz sportowej gazety. Prestiżowej degradacji trudno zaprzeczyć. Sevilla w ostatnich latach mogła chwalić się pokaźną kolekcją zdobytych trofeów - Pucharem UEFA (2006 i 2007), Superpucharem Europy (2006) czy Pucharem Króla (2007 i 2010) - ale te sukcesy, osiągane w drugorzędnych rywalizacjach, miały być tylko przedsmakiem prawdziwych triumfów. Okazały się wszystkim, na co stać zespół z Andaluzji. W hiszpańskiej lidze Sevilla nie podejmowała walki o mistrzostwo, a z Ligą Mistrzów żegnała się niedługo po fazie grupowej, w roli faworyta konfrontacji - z Fenerbahce czy CSKA Moskwa. Zaskakująca porażka z Bragą w przedsionku Ligi Mistrzów skazuje Andaluzyjczyków na kolejny jałowy rok zmagań w zaściankowych - dla wielkich klubów - rozgrywkach Ligi Europy. Awanturnicy ze Sportingu Braga pierwszy raz w historii wdarli się na przyjęcie piłkarskiej elity. Starcie z Sevillą nie było ekscytującym pojedynkiem na szable o miejsce w prestiżowym towarzystwie - kilka prostych ciosów wystarczyło, by Sevilla, pomimo noszonych orderów, musiała uznać wyższość rywali. Portugalczycy oddali cztery celne strzały na bramkę Andresa Palopa, wszystkie znalazły się w siatce. Hiszpanie, bezradni w ataku, nieporadni w obronie, skutecznie odpowiadali tylko w nagłych zrywach, długo odbijając się od dobrze zorganizowanej defensywy Bragi. Bezowocne rajdy skrzydłowych, gubienie piłki przez napastników - tak wyglądała postawa ofensywy złożonej z reprezentantów: Hiszpanii, Brazylii i Argentyny, wycenianych na dziesiątki milionów euro. Najwięcej zamieszania sprawił młody Jose Carlos - kolejny znakomity produkt szkółki Sevilli, być może tegoroczne odkrycie sezonu w Hiszpanii - ale zanim wszedł na boisko, bramkowa strata była nie do odrobienia. Nie trzeba było: Leo Messiego, Andresa Iniesty i Xaviego by piłkarze Sportingu Braga powtórzyli niedzielny wyczyn Barcelony z meczu o Superpuchar Hiszpanii, również aplikując Sevilli cztery bramki. Kibice czerwono-białych, przerażeni postawą defensywy, domagają się głowy trenera Alvareza, a prasa uprzejmie podpowiada nazwisko idealnego następcy - Gregorio Manzano, byłego trenera Mallorki, od dawna łączonego z Sevillą. Znany z cierpliwości prezydent Jose Maria del Nido - w czasie ośmioletnich rządów trenera w trakcie sezonu wyrzucił tylko jeden raz - Manolo Jimeneza, pięć miesięcy temu - oficjalnie nie zamierza zwalniać kolejnego szkoleniowca. Mniej oficjalnie, decyzję podejmie dopiero dzisiaj. W siedzibie klubu pojawi się Manuel Garcia Quilon, agent Alexisa Ruano, najnowszego nabytku Sevilli, żeby przygotować umowę dla byłego obrońcy Valencii. Przypadkiem się złożyło, że innym klientem Quilona jest trener Manzano. Niemożliwe, aby w rozmowie z Del Nido, Quilon skupił się tylko na wysokości zarobków Alexisa. Jeżeli Manzano dzisiaj, albo w najbliższych tygodniach zasiądzie na ławce trenerskiej Sevilli, dowiedzie to szeregu pomyłek działaczy, dotychczas bezbłędnie budujących potęgę klubu. Trafne decyzje personalne, udane transfery - kupowania za bezcen, sprzedaż za fortunę - i szkółka, dostarczająca całą rzeszę wybitnych piłkarzy, najczęściej, nie wiedzieć czemu, skrzydłowych - stanowiły siłę Sevilli. W tym roku działacze przespali okienko transferowe, zaufali tymczasowemu szkoleniowcowi z niepewnym warsztatem i w dodatku osłabili obronę, i tak najgorszą formację całej drużyny. Ratować ją ma Alexis, znany przede wszystkim z tego typu zagrań. Zobacz nieudaną interwencję Alexisa Łukasz Kwiatek