Żartobliwe rozmowy o kobietach za kółkiem i krążące w sieci filmy z nieopanowaną sztuką parkowania w roli głównej to coś, do czego obraz tej kobiety ani trochę nie pasuje. Anna Gańczarek-Rał w sporcie motorowym pojawiła się stosunkowo niedawno, ale szybko zdała sobie sprawę, że to miłość od pierwszego wejrzenia, od której nie da rady już się uwolnić. Przez trzy lata zdążyła przyzwyczaić kierowców, że z samochodu, który wyprzedza na trasie, za chwilę wysiądzie kobieta. W na pozór męskim świecie nie wzbudza zdziwienia. To w końcu środowisko, w którym czuje się, jak ryba w wodzie. - Czy to jest widok zaskakujący, należy spytać mężczyzn, którzy muszą się z tym obrazem oswoić. Wcześniej, zanim zaczęłam parać się wyścigami, czy rajdami, również przebywałam raczej w środowiskach, w których przeważali mężczyźni. Jest to dyscyplina z różnych względów zdominowana przez panów, ale jestem do tego przyzwyczajona, bardzo rzadko spotykam się z niemiłym, szowinistycznym podejściem - mówi Anna Gańczarek-Rał, kierowca wyścigowy. Barbórka na start Od 2017 roku jej codzienny kalendarz zdominowany jest przez sport motorowy. Karuzela rozkręca się coraz szybciej. W ubiegłym sezonie startowała w klasie DN3 w Fiacie Cinquecento. Zaliczyła też debiutancki występ w rajdach samochodowych. Na liście startowej była jedyną kobietą za kierownicą. - Zaczęłam od wyścigów samochodowych. W rajdach mam za sobą dopiero jeden debiutancki występ podczas Rajdu Barbórka w grudniu ubiegłego roku. Od momentu, kiedy pierwszy raz znalazłam się na torze, poczułam, że jest to coś, co chciałabym robić. Później na mojej drodze były momenty, które tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że to właśnie tym chciałabym zajmować się w przyszłości. Jedną z takich chwil były pierwsze zawody międzynarodowe, kiedy poczułam, że chcę piąć się w górę najpierw w Polsce, a potem za granicą - dodaje z pasją kobieta. Jak sama przyznaje, im dłużej poświęca się swojej pasji, tym bardziej staje się ona sposobem na życie. Jako niemalże nowicjusz, w 2018 roku sięgnęła po tytuł mistrza Polski WSMP (Wyścigowe Samochodowe Mistrzostwa Polski) w klasie DN2 w samochodzie Renault Clio II. Brała też udział w rundzie Górskich Samochodowych Mistrzostw Polskich w Sopocie podczas 21. Grand Prix Sopot-Gdynia. Ten start dał jej możliwość startu w zawodach FIA Hill Climb Masters we Włoszech. Rok później na rajdowej trasie miała szansę na zebranie kolejnego doświadczenia. Po dwóch latach samotnej jazdy samochodem nagle podczas zawodów pierwszy raz usiadł obok niej pilot. Co jasne, w ogólnym rankingu Rajdu Barbórki była klasyfikowana na równi z panami. - Jeżdżę razem z mężczyznami. Na Rajdzie Barbórki byłam jedyną dziewczyną za kierownicą, więc siłą rzeczy przy podziale na klasy nie miałabym z kim się ścigać. Tak samo wyglądało to w wyścigach górskich. Jeżeli chodzi o rajdy, mam po swojej prawej stronie pilota. W debiutanckiej Barbórce pierwszy raz musiałam kogoś wpuścić do samochodu. Była to dla mnie nowość. W wyścigach płaskich nie korzystamy natomiast z pomocy pilota, bo jeździmy po torze. Podobnie jest na wyścigu górskim, którego trasa często jest fragmentem rajdu, a odcinek jest łatwy do zapamiętania - tłumaczy "Ganczi". Z gór do snu o pustyni Jej największym marzeniem jest krok po kroku jeździć na jak najwyższym poziomie, zmieniając kategorię z wyścigów na rajdy, które wiążą się też z większymi kosztami. Długoterminowym celem jest z kolei wzięcie udziału w Rajdzie Dakar. - W wyścigach płaskich jeździmy po torze razem z innymi zawodnikami, startując w tym samym czasie z pozycji, którą wywalczymy podczas kwalifikacji. W wyścigach górskich, na odcinku zamkniętym na czas zawodów i mamy do czynienia z różnicą wzniesień. Startujemy, pnąc się ku górze. W rajdach pojawia się natomiast zmienna nawierzchnia. Mamy rajdy drogowe, szutrowe, czy terenowe. Ja chcę mierzyć się właśnie w rajdach. To mój cel - odpowiada zawodniczka. Rajdy samochodowe to wymagający sport ze względu na budżet. Od niego zależy nie tylko udział w zawodach, ale również same treningi. Z pewnością trzeba na nie poświęcić sporo czasu, bowiem sporty motorowe mają to do siebie, że liczy się doświadczenie oraz liczba przejechanych kilometrów. Napędzanie silnika męczy, jak każda inna dyscyplina "Co to za sport, w którym wynik sportowy nie jest zależny od siły mięśni, ale mocy silnika, a zawodnik na mecie nie pada ze zmęczenia na twarz?" - takie pytanie często pojawia się wśród złośliwych komentarzy, dotyczących sukcesów w sportach motorowych. Anna Gańczarek-Rał ma na takie głosy swoją odpowiedź. - Tak mogą mówić ludzie, którzy nie mają do czynienia z tym sportem. W samochodzie rajdowym jesteśmy ubrani w kombinezon, bieliznę, kask. W dodatku jeździmy w samochodzie, który nie jest wyposażony tak, jak inne auta. Nie mamy na przykład klimatyzacji. Wysiłek podczas 25-minutowego wyścigu jest ogromny. Każdemu, kto ma takie zarzuty, polecałabym przejechać się chociażby gokartem. Po wyścigu bolą ręce, które tak bardzo się trzęsą, że kilka minut po dotarciu na metę trudno jest mi się napić. Z samochodu wychodzimy cali spoceni, a zachowanie formy fizycznej to według mnie podstawa jakichkolwiek startów, pomimo że teoretycznie to nie my pracujemy naszymi mięśniami, tylko silnik - odpowiada "Ganczi". Koncentracja oparta na szybkości czasu reakcji Jak w każdej dyscyplinie, trening nie opiera się jedynie na głównej aktywności, ale składa się z wielu puzzli, które razem tworzą dobrze funkcjonującą układankę. Forma fizyczna jest niezwykle istotna dla parających się sportami motorowymi. Przydaje się też koncentracja oraz idealnie wytrenowana koordynacja i czas reakcji na błyskawicznie zmieniającą się sytuację w trakcie rywalizacji. - Mało kierowców może pozwolić sobie na regularne treningi na torze ze względu na finanse. To, co możemy zrobić to na pewno trening na siłowni. Wielu kierowców korzysta też z zajęć psychomotorycznych. Ja uczęszczam na takowe do Mikesza-Coacha, który skupia się głównie na pracy z kierowcami. Zajęcia mają poprawić nasz czas reakcji, czy koncentrację - dodaje mistrzyni kraju. Kobieta w kasku to wciąż jeszcze rzadki widok. Rajdy w świadomości ludzkiej sklasyfikowane są raczej jako zajęcie typowo męskie. Wzrost konkurencyjności wśród pań byłby czymś, co niewątpliwie przyspieszyłoby rozwój dyscypliny. - Konkurencja motywuje do działania. Fajnie by było, gdyby sport motorowy był bardziej popularny w Polsce. Wiadomo, że to nie jest piłka nożna i ciężko jest zyskać aż taką popularność. Uważam, że moim, jak i innych kierowców zadaniem jest popularyzacja tej dyscypliny - zakończyła rozmowę Anna Gańczarek-Rał. Aleksandra Bazułka