<a href="http://konkurs.ligamistrzow.interia.pl/">To nie żart! Tu możesz wygrać bilet na finał Ligi Mistrzów! Kliknij!</a> Chociaż Henrik Larsson przyszedł na świat w chłodnej Szwecji, jego ojciec pochodził z egzotycznych Wysp Zielonego Przylądka. Do Skandynawii Francisco Rocha przybył na początku lat 70. i poznał tam Evę Larsson. 20 września 1971 roku urodził się Henrik, a rodzice postanowili, że chłopiec, który był mulatem, przyjmie nazwisko matki, bo z nim łatwiej będzie mu w konserwatywnej wówczas Szwecji zyskać akceptację. Młode lata Henrika, który miał stać się jednym z wielu emigrantów, harujących w Szwecji za niewielkie pieniądze, nie były wcale radosne. Jaka była tego przyczyna? Ta najbardziej przykra i zupełnie niezależna od niego. Kolor skóry. - Doświadczyłem rasizmu ze strony dzieci, jak i nauczycieli. Ciemnoskóre dzieciaki były wtedy w szkołach czymś niezwykłym, choć wiem, że dziś trudno sobie to wyobrazić - opowiadał Larsson. Zrozumiałem, że to będzie moja droga Kolejnej surowej lekcji życie udzieliło Henrikowi, gdy ten miał 12 lat. Jego ojciec odszedł od matki, a jedynym, co zostawił Hence była kaseta wideo opowiadająca o karierze Pelego. Chłopiec, który już w wieku 6 lat rozpoczął treningi w klubie Hogaborg, obejrzał ją dokładnie i zapamiętał pewną scenę. - Pamiętałem ją do dzisiaj - mówił w wywiadzie dla szwedzkiej telewizji - Pele przychodzi do faweli, dzielnicy w której dorastał, idzie od domu do domu i spotyka przyjaciół z dziecięcych lat. Ściska im dłonie jako wielki piłkarz, mistrz świata, wspaniały sportowiec. Patrzy w ich zmęczone oczy, widzi swych dawnych przyjaciół, którzy żyją na granicy ubóstwa - opowiadał Larsson. - W pewnym momencie Pele dostrzega w pobliżu dzieci kopiące piłkę. Podchodzi do nich i po prostu się przyłącza, po chwili bierze piłkę w ręce, całuje ją i zaczyna płakać. "Piłka dała mi piękne życie" - mówi. Wtedy zrozumiałem, że futbol to szansa także dla mnie i postanowiłem, że to będzie moja droga. Zaryzykowałem wszystko i oddałem się piłce nożnej - mówił po latach Henka. Za ciasne buty Larsson od najmłodszych lat grał w ataku. Był obdarzony świetnym instynktem strzeleckim i miał niezwykłą łatwość w dochodzeniu do sytuacji. - On był jak lis, bardzo cichy i sprytny. Kiedy pojawiał się w polu karnym potrafił stawiać kroki szybciej i delikatniej niż wszyscy jego koledzy. Miał "to coś" - wspominał go jego trener z Helsingborga, gdzie Henka grał w latach 1992-93. Larsson robił błyskawiczne postępy i wkrótce stało się jasne, że liga szwedzka to dla niego za ciasne buty. - Chciałem odejść, bo zrozumiałem, że w Szwecji już więcej nie osiągnę. Dostałem ofertę ze Szwajcarii, od Grasshoppers Zurich, ale długo miałem wątpliwości - mówił Larsson. - W końcu zdecydowałem, że podpiszę wszystkie dokumenty i zagram dla Grasshoppers. Wchodziłem właśnie do klubu, kiedy dowiedziałem się, że oferta jest nieaktualna. Nie miałem pojęcia, jak to możliwe - opowiadał. Jak się okazało, ofertę klubu z Zurichu przebił Feyenoord Rotterdam. Gdy tylko Larsson zobaczył, co proponuje ekipa Wima van Hanegema, nie miał już żadnych wątpliwości. Po prostu spakował walizki i pojechał do Holandii. Na spotkanie z przeznaczeniem Pobyt w Rotterdamie był dosyć udany. Kibice na stadionie De Kuip szybko polubili wiecznie uśmiechniętego chłopaka ze Szwecji. Wielu nazywało go "Bob Marley", bo Szwed wyróżniał się charakterystyczną fryzurą - miał dredy do połowy pleców! Na boisku Henka radził sobie nieźle i w każdym sezonie strzelał po kilka ważnych goli. Dostrzegł to selekcjoner reprezentacji Szwecji, Tommy Svensson, który powołał snajpera na mundial. Kadra "Trzech Koron" spisała się znakomicie i z USA przywiozła brązowy medal. Henka zdobył bramkę w meczu o trzecie miejsce i jasne stało się, że przez lata będzie ważnym graczem kadry. Dla Feyenoordu Larsson nigdy nie stał się jednak tak niezbędny, jak dla narodowej reprezentacji i gdy w 1997 roku do holenderskiego klubu wpłynęła oferta w wysokości 650 tys. funtów z Celtiku Glasgow, szefowie ekipy z Rotterdamu zdecydowali się przystać na propozycję Szkotów. Z dna prosto na szczyt - Transfer do Celtiku był przełomem w mojej karierze. To dopiero tam stałem się dojrzałym zawodnikiem - opowiadał Henka. I trudno odmówić mu racji. W Glasgow narodził się bowiem Larsson, jakiego zna każdy kibic na świecie. A wiecie jak się zaczęło? Od beznadziejnej gry z Hibernianem Edynburg i samobójczej bramki w meczu z Tirolem Innsbruck. Trener Wim Jansen, który zdecydował się ściągnąć Henkę do Glasgow, na konferencjach prasowych musiał się gęsto tłumaczyć. - Zawsze w niego wierzyłem i pechowy początek tego nie zmieni. On ma wielki talent - zapewniał, a kibice byli przekonani, że szkoleniowcowi z Holandii zaczyna brakować piątej klepki. Larsson rozkręcał się powoli, ale gdy już złapał odpowiedni rytm gry, był jak czołg, który wjechał na pole bitwy. Strzelał zabójczo skutecznie. W pierwszym sezonie zdobył 16 goli i dał "Celtom" mistrzostwo Szkocji. W roku 2000 był już wielkim idolem kibiców - zagrał w 48 spotkaniach, 38 razy pakując piłkę do bramki rywali. Wtedy po raz pierwszy media zaczęły przymierzać go do najlepszych klubów w Europie. Za to kochali go kibice! Henka strzela gola Glasgow Rangers: Złoty czas Larssona nadszedł, gdy trenerem został pochodzący z Irlandii Północnej, Martin O'Neill. W ciągu czterech lat współpracy z menedżerem z Zielonej Wyspy, Henka zdobył 173 bramki, a w 2001 roku dostał nagrodę Złotego Buta, dla najlepszego snajpera lig europejskich. Kibice Celtiku pokochali superstrzelca ze Skandynawii i wybrali go do drużyny stulecia swojego klubu. Doceniali go nawet najwięksi rywale. Słynny szkoleniowiec Glasgow Rangers, Dick Advocaat mówił o nim: - Larsson jest jednym z najlepszych napastników na świecie. Kiedy oglądałem grę Gabriela Batistuty, zauważyłem, że często jest on niewidoczny przez cały mecz, by nagle zdobyć bramkę. Henrik jest nawet lepszy, bo oprócz instynktu zabójcy jest niezwykle pracowity - oceniał holenderski menedżer. Larsson był bezdyskusyjnie największą gwiazdą ligi szkockiej, ale z Celtikiem nie zdołał wywalczyć żadnego europejskiego trofeum. Najbliżej było w roku 2003, kiedy w finale Pucharu UEFA "Celtów" zatrzymało dopiero FC Porto w finale. Najlepszy z najlepszych Geniusz szwedzkiego napastnika doceniali najwięksi w piłkarskim świecie, a kibice Celtiku zgotowali mu królewskie pożegnanie. W 2004 roku Larsson dostał ofertę od FC Barcelony i przez dwa kolejne lata reprezentował zespół Dumy Katalonii. Jego kariera na Camp Nou była znaczona ważnymi bramkami, a zakończenie było wprost wymarzone. W finale Ligi Mistrzów Barca długo przegrywała z Arsenalem 0-1, jednak Henka, wpuszczony na boisko w 60. minucie, w pół godziny odmienił losy meczu. Tym razem Szwed nie był jednak strzelcem, a asystentem. Jego show zaczął się od świetnego dogrania do Samuela Eto'o, po którym Kameruńczyk zdobył wyrównującą bramkę. Pięć minut później Henka wyłożył piłkę do Bellettiego, a ten skierował ją do siatki między nogami interweniującego Manuela Almunii. To był wieczór Barcelony, wieczór pięknego futbolu i wieczór, na który całą karierę czekał Henrik Larsson. W końcu sięgnął po upragniony puchar Ligi Mistrzów. Zdobył to, o czym marzy każdy, a co wygrywają tylko nieliczni. Spełniona obietnica Po zwycięskim finale Henka powiedział "stop". Miał już 35 lat na karku i chciał odejść, gdy był na samym szczycie. Na koniec kariery postanowił wrócić do Helsingborga. Swój dawny klub poprowadził do triumfu w Pucharze Szwecji i wkrótce odebrał telefon od... <a href="http://sport.interia.pl/liga-mistrzow/news/sir-alex-ferguson-cwierc-wieku-na-szczycie,1551029,103">Sir Alexa Fergusona!</a> Słynny menedżer Manchesteru United zapragnął mieć legendarnego napastnika u siebie i zaproponował Hence trzymiesięczne wypożyczenie. Larsson nie oparł się pokusie powrotu na szczyt i zaakceptował ofertę Szkota. Od stycznia do marca 2007 roku (do początku rozgrywek ligi szwedzkiej) grał na Old Trafford i w trzynastu meczach zdobył trzy bramki. "Czerwone Diabły" dwa miesiące po powrocie do Szwecji Larssona zdobyły mistrzostwo Anglii, a klub postarał się o to, aby zawodnik dostał medal za zwycięstwo w Premier League mimo rozegrania w niej nieznacznej ilości meczów. Piłkarską karierę zakończył w 2009 roku, jako gracz Helsingborga. Często wspomaga działalność charytatywną, jest też ambasadorem UNICEF-u. Wciąż pojawia się na boisku, dobrze pamięta bowiem, że będąc u szczytu sławy obiecał, że zanim zawiesi buty na kołku, zagra jeszcze dla swego pierwszego klubu, Hogaborga. Na razie wystąpił w pięciu meczach oldbojów swojego dawnego zespołu. Zdobył w nich... 16 bramek! Co tu dużo mówić - cały Henka! <a href="http://bartekbarnas.blog.interia.pl/">Czytaj inne teksty Bartka i dyskutuj z nim na blogu - Kliknij!</a>