Heat i Suns za mocne
Ekipy z Phoenix i Miami odniosły w czwartek 10. zwycięstwa z rzędu w lidze NBA. Suns pokonali na własnym parkiecie Memphis Grizzlies 109:102, a Heat wygrali na wyjeździe z Sacramento Kings 109:107.
Drużyna z Arizony, która przewodzi NBA z 23 zwycięstwami i tylko trzema porażkami, notuje najlepszy start w rozgrywkach od czasu Chicago Bulls z Michaelem Jordanem. W sezonie 1995/96 "Byki" miały bilans 41-3.
Zespół z Phoenix do wygranej poprowadził Amare Stoudemire, który zdobył 30 punktów, dołożył 11 zbiórek i pięć przechwytów. Dzielnie wspierali go Shawn Marion (29 "oczek") i król asyst Steve Nash (17 punktów i 14 ostatnich podań). Kanadyjczyk w każdym meczu z serii zwycięstw odniesionej przez "Słońca" notował przynajmniej 10 asyst.
Drużyna z Phoenix wygrała, ale jej coach nie był do końca zadowolony. - Nasza defensywa miała słabsze momenty. Musimy to poprawić - powiedział Mike D'Antoni. Szkoleniowiec "Słońc" stwierdził, iż jego podopieczni czują się ostatnio zbyt pewnie. - Możemy grać jeszcze lepiej. W sumie nie mam jednak prawa narzekać, po wygraniu 10 meczów z rzędu - dodał.
Z trenerem zgadza się Nash. - Powinniśmy być z siebie dumni, ale nad pewnymi rzeczami trzeba jeszcze popracować. Musimy być bardziej skoncentrowani - powiedział obrońca "Słońc". Maciej Lampe nie grał.
Shaquille O'Neal wrócił do ekipy z Miami po kontuzji lewej łydki i blokując rzut Mike'a Bibby'ego na dwie sekundy przed końcem zapewnił swojej drużynie zwycięstwo w ARCO Arena. Potem za trzy usiłował jeszcze trafić Chris Webber, ale jego próba okazała się niecelna.
Heat zagrał w czwartek w pełnym zestawieniu, czego nie można powiedzieć o gospodarzach. Z powodu urazu nadgarstka nie mógł wystąpić Bobby Jackson, a w trzeciej kwarcie meczu z boiska został wyrzucony Doug Christie.
Na pięć i pół minuty przed końcem Kings prowadzili 101:89, ale potem stanęli. Po rzutach wolnych Damona Jonesa na 51 sekund przed syreną Heat objęli prowadzeni 106:104. Potem za trzy trafił Peja Stojaković, ale takim samym rzutem odpowiedział D. Jones, a potem nadszedł czas Shaqa. O'Neal na 11 sekund przed końcem nie trafił co prawda dwóch osobistych, jednak w pełni zrehabilitował się za to blokując szarżę Bibby'ego.
Jak powstrzymać Minnesota Timberwolves? Wyłączyć z gry trio: Kevin Garnett, Sam Cassell i Latrell Sprewell. Graczom San Antonio Spurs ta sztuka się udała i dlatego wygrali 96:82. Najlepszy zawodnik "Leśnych Wilków" w drugiej połowie zdobył tylko jednego kosza, a w całym meczu trafił 4 z 16 rzutów z gry. Duet obrońców Cassell i Sprewell także nie miał dobrej skuteczności. Trafienie 4 z 13 rzutów z gry to na pewno nie jest oszałamiający wynik.
W wigilię NBA nie gra, a w Boże Narodzenie czeka nas koszykarska uczta. W Staples Center Los Angeles Lakers będą podejmować Miami Heat. Na stare śmieci wróci Shaquille O'Neal, dla którego będzie to pierwszy mecz przeciwko Kobe'iemu Bryantowi od czasu opuszczenia "Jeziorowców".