Akcje rozpoczynał kapitan naszej kadry Leszek Laszkiewicz, z niebieskiej ładował, ile pary w rękach Adam Borzęcki, a napastnik Wojasa Podhala Nowy Targ zmieniał lot krążka, kompletnie myląc bramkarza rywali. - Analizowałem to dokładnie i doszedłem do wniosku, że siedemdziesiąt procent goli pada po właśnie takich akcjach, dlatego od początku zgrupowania przed mistrzostwami ćwiczyłem ten element - przyznał Marcin Kolusz. - Dzisiejsze gole nie są przypadkowe, bo nawet po treningach zostawaliśmy z Adamem Borzęckim i Grzesiem Piekarskim, żeby szlifować takie akcje. To ojcowie chrzestni sukcesu. Świetnie się rozumiemy. Skrzydłowy naszego najgroźniejszego ataku zapewnił, że atmosfera w naszym zespole jest bardzo dobra. - Jest super. Naprawdę! Można powiedzieć, że trenerowi udało się stworzyć rodzinę, która jest ze sobą na dobre i na złe - przekonywał. - Czy nie boję się stać na linii strzału? Nie. Ufamy sobie, jak to w rodzinie - śmiał się bohater wieczoru. - Pewnie, że trzeba uważać na krążki lecące na wysokości głowy, ale wtedy po prostu trzeba się odsunąć. Pierwszego swojego gola strzelił w końcówce pierwszej tercji, ale zwłaszcza kolejne dwa miały duże znaczenie dla losów meczu, bo padły w krótkim odstępie czasu, po okresie słabszej gry naszej drużyny. - Pewnie, że mogliśmy strzelić jeszcze kilka bramek, ale cieszmy się z tego co mamy. Wiadomo, że gdy wysoko się prowadzi, to człowiek podświadomie rozluźnia się. Miejmy nadzieję, że siły, które dzisiaj zaoszczędziliśmy, zaprocentują jutro w meczu z Ukrainą. Mirosław Ząbkiewicz, Toruń