W pierwszym turnieju, rozgrywanym w Lizbonie, zabrakło kilku czołowych ekip, które zrezygnowały ze startu z powodu obaw o zakażenia koronawirusem przed igrzyskami w Tokio. Z tego powodu Polki stawiany były w gronie kandydatek do medali. Skończyło się tuż za podium, co część środowiska przyjęło ze sporym niedosytem. A jak patrzą na to same zawodniczki? - Czwarte miejsce w turnieju mistrzostw Europy to duży sukces. Dwa lata temu brałybyśmy taki wynik w ciemno. Teraz wiadomo, czujemy lekki niedosyt, zawsze mogło być lepiej, ale na szczęście mamy przed sobą turniej w Moskwie, gdzie mam nadzieję pójdzie nam lepiej - mówi Maliszewska. Historyczna szansa na medal ME Polki przed turniejem w Moskwie trenowały podczas zgrupowanie w Cetniewie, skąd przeniosły się do Gdańska, z którego wyleciały do rosyjskiej stolicy. Tam będą trenować do piątku, kiedy to rozpoczyna się drugi turniej w ramach ME. Z jakimi nadziejami "Biało-Czerwone" lecą do Moskwy? - Marzeniem jest drugie miejsce. Rosja to jest na razie rywal nie do przeskoczenia. Ostatnio lepsze od nas były Hiszpanki i Belgijki i to nasze główne rywalki. Do tego Szkotki, piąty zespół z Lizbony, który teraz wystąpi w mocniejszym składzie i na pewno zaprezentuje się lepiej. A co będzie? Bardzo chciałybyśmy wrócić z medalami, tak naprawdę nieważne, srebrnymi czy brązowymi, choć srebro byłoby dużym sukcesem - uważa reprezentantka Polski. Choć z naszego składu, w porównaniu z poprzednimi mistrzostwami, ubyło kilka zawodniczek, zdaniem Hanny Maliszewskiej te luki uda się wypełnić. - Jesteśmy silne, bo nie jesteśmy zbiorem jednostek tylko drużyną. Jeśli ktoś wypadnie, zastąpi go inna zawodniczka. To na pewno trudne, kiedy odchodzi ktoś tak mocny, jak chociażby Katarzyna Paszczyk, ale mamy zawodniczki, które będą starały się ją zastąpić. Choć sytuacja związana z pandemią koronawirusa wydaje się być opanowana, to jednak dla sportowców wciąż obostrzeń, często uciążliwych, jest sporo. Nie inaczej jest w rugby, czyli dyscyplinie, gdzie spotkania z rywalami i tzw. "trzecia połowa" należą do tradycji. - Mamy bardzo dużo testów. Przed wylotem do Moskwy, na miejscu, po turnieju, wszędzie musimy poddawać się testom. W hotelowej stołówce każda drużyna ma swój teren, do odbierania i spożywania posiłków. Wcześniej jadłyśmy wszystkie razem. Teraz kontakty z innymi drużynami są ograniczone. Poza tym chodzenie wszędzie w maseczkach, choć wszyscy się do tego już przyzwyczaili. Teraz w Moskwie być może będzie bankiet i ta tradycyjna "trzecia połowa" choć oficjalnie nikt tego nie ogłosił - mówi Polka. Polki zagrają w Lidze Mistrzyń Kadra naszego kraju składa się w dużej mierze z zawodniczek jedenastokrotnych mistrzyń Polski Biało-Zielonych Ladies Gdańsk. I chociaż nie udało nam się awansować na igrzyska olimpijskie do Tokio, to właśnie rugbystki z tego klubu zostały po raz pierwszy w historii zaproszone do udziału w Lidze Mistrzyń. - To bardzo prestiżowy turniej, główna nagroda wynosi 50 tysięcy euro! To dla nas wielki zaszczyt, wspiera nas też Polski Związek Rugby. Nie znamy jeszcze naszych przeciwniczek ani wszystkich szczegółów. Wiemy tylko, że turniej zostanie rozegrany początkiem września w Moskwie - opisuje Maliszewska. Dzięki występom w reprezentacji Maliszewska zwiedziła spory kawałek świata, bo nasza drużyna występowała już na kilku kontynentach, zdobywając bardzo cenne doświadczenia. Który kraj zrobił na niej największe wrażenie? - Ja ogólnie bardzo kocham swój kraj i to Polska jest dla mnie jedynym miejscem do życia. Przepięknie było w Australii. To niesamowite miejsce z sympatycznymi ludźmi i świetnym klimatem. Można powiedzieć raj na ziemi - wspomina zawodniczka. Częste podróże i zgrupowania sprawiają jednak, że w takiej dyscyplinie jak rugby, które w naszym kraju nie jest w pełni profesjonalne, trudno jest pogodzić pracę z treningami i grą. Hanna Maliszewska uważa jednak, że nie jest to niemożliwe. - Jak komuś bardzo zależy, to wszystko można! Ja i większość moich koleżanek podporządkowałyśmy życie rugby i to ono jest na pierwszym miejscu.