"Profesjonalista" - krótko określił Małysza Janne Ahonen. Ich komunikację utrudnia bariera językowa. Polak nie mówi po angielsku, a Fin po niemiecku. Mimo wszystko znają się doskonale. "Nigdy nie widziałem, by niepoważnie podszedł do tego, co robi. Może, a nawet powinien być wzorem dla młodych zawodników. Jak chcą osiągać dobre wyniki, to powinni brać z niego przykład. Małysz - taki powinien być mistrz" - powiedział. "Adama nigdy nie można lekceważyć. Zawsze mam kłopot z określeniem, co tam mu w głowie gra. Niesamowite jest, że nawet jak mu nie idzie, nie załamuje się. Siada na belce i robi swoje" - ocenił Simon Ammann. Lider Pucharu Świata uważa jednocześnie, że "Orzeł z Wisły" nie jest do końca normalnym człowiekiem. "Ktoś, kto skacze na nartach, musi mieć w sobie pierwiastek szaleństwa. A jak wielkim wariatem jest Małysz? O to chyba należy zapytać jego żony". To, co najbardziej ceni w polskim zawodniku, to uczciwość. "Fair Play jest u niego pisane dużymi literami, a to jest niezwykle ważne. Wiem, że zawsze walczy zgodnie z zasadami, nie kombinuje, nie stara się obejść przepisów". Szwajcar często myślami wraca do igrzysk w Salt Lake City w 2002 roku. W stanie Utah dwukrotnie stawał na najwyższym stopniu podium, Małysz sięgnął po srebro i brąz. "Pamiętam doskonale, że wszyscy liczyli na to, że to on zdobędzie złoto. Nawet ja tak myślałem. Klasę jednak pokazał po konkursach, które nie ułożyły się po jego myśli. Przyszedł, uściskał mnie i robił to szczerze. Nie było nigdy w nim zawiści czy zazdrości. Świetnie można wyczuć jego nastrój. A najbardziej niebezpieczny jest, gdy się uśmiecha. Wtedy wiem, że może daleko skoczyć" - ocenił Ammann. Dla Gregora Schlierenzauera Małysz od dziecka był idolem. Marzył o tym, by choć raz móc znaleźć się obok niego. "Od kiedy pamiętam, Adam był kimś, kogo podziwiałem. Jako mały chłopiec, który dopiero zaczynał skakać i nie myślał o tym, że kiedyś będzie startował na zawodach Pucharu Świata, chciałem być taki jak Polak. Wydawał mi się człowiekiem niezwykle otwartym, ale i wiedzącym czego chce, a co najważniejsze, jak do tego dojść. Nie pomyliłem się" - powiedział PAP. "Sam jestem całkowicie inną osobą" - dodał. "Nie potrafię chować emocji. Gdy jestem zły i mi nie wychodzi, to od razu po mnie to widać. Małysza nie można rozgryźć. Jest opanowany w każdym elemencie i przy każdej sytuacji. Chciałbym mieć choć trochę takiego spokoju w sobie". Czym jeszcze zasłużył sobie, by być jego idolem? "Ripostą. Ma ostry dowcip, a ja taki uwielbiam. Czasami przez cały czas, jak siedzimy w domku na górze i czekamy na swoją kolej oddania skoku, potrafi się nie odezwać. Gdy jednak coś powie, jednym słowem potrafi skomentować sytuację i rozładować atmosferę" - ocenił austriacki skoczek. W samych superlatywach wypowiada się o czterokrotnym zdobywcy Kryształowej Kuli także Andreas Kofler. "To jeden z najsympatyczniejszych zawodników wśród skoczków. Jeszcze nie widziałem go w złym humorze. Gdy patrzę na niego z boku, zawsze mi się wydaje, że to ostoja spokoju. Nie wiem, co musiałoby się stać, by wyprowadzić go z równowagi. Nawet jak czasami przesuwają nam rozbieg, wiatr szaleje, my nie wiemy co będzie, wydaje się, że to wszystko dzieje się jakby obok niego. Nic do niego nie dociera, siada na belce i bez znaczenia, jakie są warunki, po prostu wykonuje swoją pracę". Skoczkowie rywalizację w Vancouver rozpoczną jeszcze przed ceremonią otwarcia. Kwalifikacje do konkursu na normalnej skoczni zaplanowano na 12 lutego na godz. 19.00 czasu polskiego.