Pep Guardiola mówi, że z remisu 1-1 w Sewilli jest zadowolony. I w jakimś sensie ma rację. Gdyby Victor Valdes nie wygrał pojedynku z Jesusem Navasem, a Alvaro Negredo kopnął piłkę do bramki, a nie Panu Bogu w okno, lider mógł zanotować drugą porażkę w sezonie. Trudno jednak, by trener Barcy nie czuł rozczarowania po meczu, w którym jego zespół osiągnął przez 45 minut tak kolosalną przewagę. Gol Bojana Krkica to była minimalna cena zapłacona za to przez gospodarzy. Arbiter Perez Lasa "ukradł" Barcelonie drugiego, po strzale Leo Messiego z rzutu wolnego. Normalnie pewnie Guardiola dostałby po tym ataku nerwowego, ale tak bardzo chce się odróżniać od Jose Mourinho, że oficjalnie o pracy sędziego nie chciał powiedzieć złego słowa. A nawet więcej: stwierdził, że decyzje Pereza Lasy nie zaszkodziły drużynie. Prasa hiszpańska jest innego zdania. Pisze też o dwóch niepodyktowanych karnych po faulach Caceresa na Krkicu. "Jeśli nie umiesz dobić rywala, to potem sędzia może dobić ciebie" - pisze jeden z komentatorów katalońskiego "Sportu". Arbiter był zdecydowanie najgorszy na boisku, bo w drugiej połowie nawet rozbitkowie z Sewilli znaleźli we mgle właściwą drogę. Wejście Kanoute sprawiło, że drużyna Gregorio Manzano zaczęła walczyć, kontrować, wracając do stylu, którym jeszcze tak niedawno zadziwiała Europę. Miała też odrobinę szczęścia, bo już pierwszy strzał Navasa zakończył się wyrównującym golem. Przez 45 minut wszelki opór wobec obrońcy tytułu wydawał się daremny i bezcelowy, tymczasem nagle okazało się, że gracze Sevilli są w stanie powalczyć o coś więcej niż honor. Strzał Andresa Iniesty w poprzeczkę, a także interwencja Medela wybijającego piłkę z pustej bramki w 90. minucie, to były ostatnie szanse dla Barcelony na trzy punkty. Z jednego z pewnością Guardiola musi się jednak cieszyć. W 45. min po starciu z bramkarzem Varasem Leo Messi długo leżał na boisku trzymając się za kolano. Kontuzja nie okazała się poważna, gwiazdor drużyny nie tylko wyszedł na drugą część meczu, ale wytrwał do końca będąc jednym z najgroźniejszych w drużynie. Było to bardzo istotne, wobec fatalnej formy Davida Villi. Przewaga Barcy nad Realem Madryt zmalała do 5 pkt. Prasa w Madrycie świętuje oceniając, że "wielka Sevilla zwróciła sens lidze". "Marca" przypomina, że cztery lata temu drużyna prowadzona przez Fabio Capello potrafiła odrobić 5 pkt do Barcelony odbierając jej tytuł mistrzowski. Wojna psychologiczna między obydwoma klubami trwa w najlepsze nawet wtedy, gdy głosu nie zabiera Jose Mourinho. Szefowie Realu Madryt poprosili hiszpańską federację o częstsze i dokładniejsze kontrole antydopingowe. Media katalońskie nie mają wątpliwości, że to kolejna insynuacja mająca zdeprecjonować wielką grę Barcelony. Na razie remisem w Sewilli Katalończycy dali Realowi wielki zastrzyk nadziei. Przed bardzo ciężkim tygodniem, w którym w środę zagrają rewanż 1/8 finału Champions League z Lyonem, a w weekend derby z Atletico na Vicente Calderon. Real znów poczuł, że w wyścigu z Barcą nie wszystko jeszcze stracone. Do końca zostało 10 meczów. Guardiola nie wygląda jednak na szczególnie zawiedzionego. Zawsze powtarzał, że kwestia mistrzostwa zacznie rozstrzygać się w Gran Derbi na Santiago Bernabeu, a walka potrwa prawdopodobnie do 38. kolejki. Nie wierzył w zdobycie tytułu na sześć tygodni przed końcem rozgrywek i wszystko wskazuje na to, że jego oczekiwania się spełnią. Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu