Obrońca Lecha na boisku pojawił się w 84 minucie meczu z Odrą Wodzisław (1:0). Zmienił swojego kolegę z zespołu Serba Dimitrije Injaća, który chwilę wcześniej zasygnalizował sztabowi szkoleniowemu chęć opuszczenia placu gry. Choć Wojtkowiak pojawił się na murawie zaledwie na sześć minut przed końcowym gwizdkiem arbitra, to miał znakomitą sytuację do podwyższenia prowadzenia. Uderzył potężnie z dystansu na bramkę Odry, ale jego mocne uderzenie.... na plecy przyjął jeden z zawodników ekipy ze Śląska. - Grzesiek pojawił się w sobotę na boisku, bo Dimitrije Injać chciał zejść z boiska. Zgłosił jakiś drobny uraz. Nie miałem w tej sytuacji większego wyboru, bo ktoś musiał mam zabezpieczyć odpowiednio środek boiska. Podło więc z konieczności na Grzegorza - zdradza INTERIA.PL Jacek Zieliński. Po chwili kontynuuje swoją wypowiedź: - Grzegorz jest już zupełnie zdrowy. Po jego ostatniej kontuzji nie ma już w cale śladu. Strasznie szybko nadrabia zaległości fizyczne i treningowe. Brakuje mu jednak jeszcze ogrania, czucia piłki. Takiego właściwego rytmu meczowego. "Dyzio" pomógł nam w sobotę w końcówce spotkania, ale ja spodziewam się, że on tak na sto procent do gry, to będzie dopiero po kolejnej ligowej przerwie na mecze reprezentacji Polski. - Jestem już zupełnie zdrowy. O swojej przykrej kontuzji już dawno zapomniałem. Zresztą są tego widoczne dowody, bo nie przez przypadek znalazłem się w składzie na spotkanie z Odrą. Mam jeszcze trochę zaległości treningowych, ale powoli myślę będzie wracał Grzegorz Wojtkowiak z przed kontuzji. Przynajmniej taką mam nadzieję - mówił z wiarą i przekonaniem w głosie Grzegorz. - Taki występ, jak w ostatnią sobotę bardzo mnie cieszy, bo chociaż był on krótki, to pozwolił mi znowu być razem z drużyną. A tego przez ostatnie miesiące bardzo mi brakowało - podsumowuje z uśmiechem popularny "Dyzio". Grzegorz Wojtkowiak w polskiej ekstraklasie rozegrał 84 spotkania i zdobył 1 bramkę. W reprezentacji Polski - dwa mecze i zero bramek. Łukasz Klin, Poznań