W czwartek "Biało-czerwonych" czeka mecz z drużyną gospodarzy, która w ostatniej serii zmagań przegrała sensacyjnie z Argentyną. Grający na co dzień w niemieckim Rhein-Neckar Loewen (od przyszłego sezonu w Vive Targi Kielce), 30-letni środkowy rozgrywający występował już w hali Scandinavium w Goeteborgu w 2002 roku. Wówczas jednak biało-czerwoni w mistrzostwach Europy wiele nie zwojowali i musieli już po pierwszej rundzie wracać do domu. "To było już tak dawno. Sportowo nie ma co porównywać. Wtedy były trzy mecze i trzy porażki. To były nasze pierwsze duże mistrzostwa. Zapłaciliśmy frycowe - wspominał Tkaczyk. - Teraz jesteśmy już zupełnie innym zespołem. Nie ma sensu odnosić się do turnieju z 2002 roku". Jego zdaniem, polska drużyna wchodzi w najważniejszą fazę mistrzostw, w której będzie się liczył każdy punkt. Każda strata będzie mogła oznaczać koniec marzeń o medalu. "Cała zabawa dopiero teraz na dobre się zaczyna. We wtorek z Koreą Płd. zagraliśmy naprawdę niezłe spotkanie, zwłaszcza w drugiej połowie. W pierwszej też graliśmy dobrze, ale w obronie, może mniej skutecznie w ataku, bo za dużo było błędów. Ale ogólnie można być zadowolonym, bo to był wymagający przeciwnik" - powiedział. Wraz z kolegami z drużyny oglądał transmisję z meczu Szwecji z Argentyną, zakończonego sensacyjnym zwycięstwem ekipy z Ameryki Płd. Wynik tego spotkania w zupełnie innym świetle stawia jednobramkową wygraną Polaków z Latynosami kilka dni wcześniej, po której zwycięzcy byli krytykowani. "Jak się okazuje Argentyna jest klasowym zespołem i ograła wczoraj Szwedów. Tym bardziej cieszy nasza wygrana, zwłaszcza po narzekaniach, że tylko jedną bramką - dodał. - Argentyńczycy utarli nieco nosa Szwedom. Nie wiem czy to dobrze dla nas, bo gospodarze wyjdą w czwartek podwójnie zmotywowani. Aczkolwiek, może im to też przeszkadzać, bo będą mieli jeszcze większe ciśnienie. Oni grają u siebie, wszyscy na nich patrzą. Muszą wygrać za wszelką cenę. Jeżeli z nami przegrają, to Argentyna ich wyprzedzi. Trzecie miejsce w grupie to byłaby dla nich totalna porażka. Ale skupmy się na naszym zespole, a porzućmy wyliczanki. Chcemy wygrać ze Szwedami, żeby mieć komplet punktów i tyle". Tkaczyk docenia siłę zespołu Trzech Koron, który mimo porażki - podobnie jak Polacy - awansował do drugiej rundy. Dlatego rezultat czwartkowego meczu będzie się liczył w kolejnej fazie. "Zagramy z bardzo poukładanym zespołem. Obrona i atak będą na najwyższym poziomie - ocenił. - Zespoły typu Korea, Argentyna czy Chile są za nami i teraz wchodzimy w tę fazę mistrzostw, kiedy będą "normalni", klasowi przeciwnicy. W drugiej rundzie trafimy prawdopodobnie na Chorwatów, Duńczyków i Serbów, ale najpierw musimy pokonać Szwedów, żeby mieć dobrą pozycję wyjściową". Za największy atut najbliższych rywali uznał ich linię defensywną oraz bramkarzy, którym jednak też trafiają się słabsze dni. "Szwedzi bardzo dobrze grają w obronie, szczególnie środek prezentuje się znakomicie. Mają też nieobliczalnych bramkarzy, którzy mogą zamurować bramkę albo też puszczać każdy rzut. W meczu ze Słowacją Matias Andersson był znakomity, natomiast z Argentyną już im nie poszło. W ataku z kolei prezentują normalny europejski poziom" - dodał. Z kolei jako największy atut Polaków uznaje długą ławkę pełnowartościowych rezerwowych. "Mamy wyrównany zespół i u nas gra praktycznie cała szesnastka. Tym przewyższamy inne zespoły, że każdy kto wchodzi na boisko potrafi wnieść dużo dobrego. Przebieg turnieju pokazał, że zaczynamy grać praktycznie dopiero w drugiej połowie. Mam nadzieję, że ze Szwedami zaczniemy od początku i będzie to wyrównane 60 minut, a nie tylko druga połowa" - zakończył Grzegorz Tkaczyk. Szwedzi są przerażeni! "Bielecki i Szmal to straszliwi zawodnicy!"