21-letnia zawodniczka przez pierwsze kilometry trzymała się w czołówce - linię kończącą pętlę mijała na szóstym-siódmym miejscu. Na stromym i kamienistym zjeździe popełniła jednak drobny błąd, który mógł ją kosztować nie tylko utratę kilku lokat, ale i zdrowie. Przeleciała przez kierownicę i spadła w dół zbocza. "Chwila nieuwagi i mogło być bardzo źle. Z końcowego wyniku jestem bardzo zadowolona, choć uważam, że stać mnie było na lepsze miejsce. Po wypadku odczuwałam duży ból - stłuczone żebro, krwiak na nodze, zdarte plecy. To chyba najcięższy wypadek w mojej karierze. Ani przez chwilę nie myślałam jednak o wycofaniu się - igrzyska są najważniejszą imprezą w życiu i trzeba walczyć" - zapewniła zawodniczka, która liczyła na miejsce w pierwszej piętnastce. "Przez upadek straciłam trochę kontakt z czołówką, ale jak na debiut - jest to sukces. Gdyby przed startem ktoś proponował mi dziesiąte miejsce - w ciemno bym je brała. Jestem jeszcze młoda i mam duże rezerwy. Stać mnie na zwycięstwa z czołówką światową" - dodała trzecia zawodniczka niedawnych mistrzostw świata U23. Groźny upadek sprawił, że Dawidowicz miała niewielkie problemy z rowerem - uszkodziła siodełko, które odgięło się i nie mogła na zjazdach na nim usiąść. Po przejechaniu połowy rundy trafiła do boksu technicznego, gdzie bez pomocy narzędzi usterkę naprawił... masażysta Mariusz Rajzer. O sukcesie koleżanki dowiedziała się dopiero na mecie. Była tak skupiona na jeździe, że praktycznie nie docierały do niej informacje o przebiegu rywalizacji. "Musiałam cały czas koncentrować się na jeździe. Trasa była bardzo trudna, choć pewnie nie najtrudniejsza, na jakiej startowałam. O takich szlakach mówi się: interwałowy. Oznacza to ciągłą zmianę tempa - zjazdy i podjazdy, zakręty oraz praktycznie brak miejsc, gdzie można odpocząć, obniżyć puls. Cały czas jedzie się na maksymalnych obrotach" - wyjaśniła. W trakcie wyścigu Dawidowicz wypiła co najmniej trzy litry płynów. Dzięki temu starczyło jej sił do końca trasy.