- Uważam, że "setka" to konkurencja, która najbardziej trzyma w napięciu, przez co jest tak interesująca. Zwyciężyć na najkrótszym dystansie rozgrywanego na stadionie biegu wiąże się z prestiżem. Każdy chce być tym najszybszym na świecie. Nigdy nie ma faworytów, może za jednym wyjątkiem... gdy ja startowałem to zawsze wskazywano na mnie - powiedział Greene, który przebywał w Bydgoszczy podczas lekkoatletycznych mistrzostw świata juniorów. Dwukrotny mistrz olimpijski (Sydney 2000 na 100 i 4x100 m) i trzykrotny świata na 100 m (1997, 1999, 2001) przyznał, że wcale nie chciał kończyć kariery sportowej, ale... "Zdawałem sobie sprawę z tego, że nie mam już szans w rywalizacji z młodszymi kolegami z USA" i dodał, że Stany Zjednoczone to specyficzny kraj. - Mamy tylu mistrzów olimpijskich i świata, że zdobywanie medali staje się powoli rutyną i obowiązkiem. Gdy sięgamy po złoto słyszymy tylko dziękuję, kiedy następny? W innych, mniejszych krajach, taki zawodnik jest uwielbiany niczym Bóg, od państwa dostaje kawałek ziemi, czy dom - stwierdził niespełna 34-letni Amerykanin. Greene 4 lutego 2008 roku oficjalnie ogłosił koniec sportowej kariery, ale... "wszystko jest jeszcze możliwe. Kto wie, jak znajdę żonę Polkę może wrócę jeszcze do biegania?" - zażartował w rozmowie z PAP halowy mistrz świata na 60 m z 1999 roku. Maurice Greene urodził się 23 lipca 1974 roku w Kansas City. W 1999 roku w Atenach pobił o 0,05 s należący do Donovana Bailey'ego rekord świata na 100 m (9,79). Czterokrotnie stawał na podium igrzysk olimpijskich (2000 - "złoto" na 100 i 4x100 m, 2004 - "brąz" na 100 i "srebro" 4x100 m). Jest pięciokrotnym mistrzem świata (1997 - 100, 1999 - 100, 200 i 4x100, 2001 - 100 m) oraz halowym mistrzem świata na 60 m z 1999 roku.