Puchar Europy jest ostatnio źródłem niekończącej się frustracji dla drużyny, która najczęściej go zdobywała. Cokolwiek by się działo, 22 maja 2010 roku będzie dla Realu bolesną datą. W "najlepszym" razie w finale Champions League na Santiago Bernabeu zagra przynajmniej jeden Holender niechciany w Madrycie. Wyrzuceni z hukiem tego lata Arjen Robben i Wesley Sneijder awansowali właśnie do półfinału, zdobywając dla Bayernu Monachium i Interu Mediolan gole na wagę złota. Real zarobił na nich 40 mln euro, a ile stracił? Jest jeszcze, oczywiście z punktu widzenia "Królewskich", ewentualność najbardziej bolesna. Jeśli nie Sneijder i Jose Mourinho, w wielkim finale na Bernabeu zagra Barcelona, która po niewiarygodnym poprzednim sezonie z sześcioma trofeami, wbiła sobie do głowy wygranie Ligi Mistrzów w domu największego rywala. Czy ego Gutiego i Cristiano Ronaldo jest wystarczająco duże, by to wytrzymać? Futbol uczy pokory niecierpliwego Portugalczyka, który powinien jednak na chwilę zerknąć na swoich byłych kolegów z Manchesteru United. Nani osiągnął życiową formę, fenomenalny Wayne Rooney zdobył dla zespołu aż 33 gole, a jednak sezon może się dla nich skończyć bez trofeum. Póki co Ronaldo jest jeszcze w lepszej sytuacji. Tytuł mistrza Hiszpanii wciąż leży w zasięgu jego własnych rąk i nóg. Już w sobotę na Santiago Bernabeu przyjeżdża Barcelona, a Gran Derbi to dla przebudowanego ogromnym kosztem Realu ostatnia okazja w sezonie, by wznieść się ponad przeciętność. W Primera Division kolosy oderwały się od reszty stawki na kosmiczną odległość 21 pkt (czwarta Sevilla traci do nich aż 29 pkt). "Królewscy" bez trudu wygrali 12 ostatnich meczów zdobywając w nich 41 goli, Barcelona przegrała dotąd tylko raz. Nic więc dziwnego, że w ankiecie dziennika "Marca" niemal 83 proc internautów stawia, iż mistrzem będzie ten, kto w sobotę zgarnie trzy punkty. Dyrektor sportowy Realu Jorge Valdano przypomina o siedmiu następnych kolejkach, ale chyba wyłącznie po to, by zmniejszyć presję ciążącą na piłkarzach. Dla jednych i drugich porażka w Gran Derbi byłaby koszmarem, ale drużyna Pepa Guardioli może się chociaż "odegrać" w Champions League. Real zagra prawdopodobnie bez Kaki, który zmaga się z kontuzją stającą się powoli ponurą tajemnicą Bernabeu. Zapłacono za niego latem 67 mln euro, niewiele jednak jak dotąd dał "Królewskim". W tej sytuacji kluczowymi postaciami pomocy wciąż są Guti i van der Vaart, z czego Katalończycy wyciągają, rzecz jasna, krzepiące wnioski. Dla Gutiego to będzie ostatni klasyk, zapowiedział, że po sezonie odchodzi z Realu. Przed sobotą pociesza go myśl, iż u jego boku będzie Cristiano Ronaldo. Jego zdaniem Portugalczyk ma wystarczający potencjał, by zrównoważyć formę Leo Messiego. W czwartkowym wydaniu dziennik "Marca" wydrukował zdjęcie Argentyńczyka na całej pierwszej stronie z tytułem: "Jak zatrzymamy tego gościa?". Kłopot ma rozwiązać Alvaro Arbeloa - jeden z najtańszych graczy w najnowszej historii klubu. Kupiony za nędzne 4 mln z Liverpoolu prawy obrońca mówi, że dla niego Messi jest przewidywalny, bo jako lewonożny piłkarz ustawiony na prawym skrzydle, zawsze schodzi do środka. Wiedzieli o tym jednak także obrońcy Arsenalu, a potem na Camp Nou cztery razy sięgali do siatki. Zachwycony trener Argentyny Diego Maradona ogłosił nawet, że jego 23-letni piłkarz jest na najlepszej drodze, by pogodzić kibiców toczących spór o to, kto był graczem wszech czasów: Pele, czy on? Rozentuzjazmowana awansem do półfinału prasa katalońska świętuje nawet taki detal, że w Champions League górą są byli trenerzy Barcelony: Jose Mourinho i Louis van Gaal. Co prawda Portugalczyk był w Katalonii tylko asystentem, a dziś słychać plotki o jego pracy w Realu, ale niech tam. Gerard Pique promuje swoją książkę, w której opisał smak zwycięstwa 6-2 na Santiago Bernabeu. Stoper Barcy zaznacza jednak, że to, co stało się przed rokiem, jest tym razem nie do powtórzenia. I jest to jedyne zdanie Pique, które podziela Guti. Barca wygrała trzy kolejne Gran Derbi (2-0, 6-2, 1-0), od kiedy prowadzi ją Pep Guardiola nie pozwoliła zdobyć "Królewskim" nawet punktu. W tych trzech ostatnich meczach Real nigdy nie mógł się jednak czuć tak mocny, jak teraz - gra u siebie i gdyby nawet tylko zremisował, do końca sezonu ma łatwiejsze mecze. Na Bernabeu spotka się najlepsza w historii klubu drużyna Barcelony, z zespołem, który wciąż jeszcze nie porzucił nadziei na dorównanie Realowi z przełomu lat 50 i 60. Kto jest więc faworytem klasyku? Czy to takie ważne? Liczy się wyłącznie to, kto da sobie radę z presją i wyjdzie z niego zwycięsko. Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim!