Ekstraklasa - sprawdź sytuację w walce o utrzymanie Blisko dwa lata temu, gdy Robert Podoliński przejmował Cracovię, bardzo chciał ściągnąć pod Wawel Grzegorza Piesia, którego doskonale zna ze wspólnej pracy w Dolcanie Ząbki. Dziś pomocnik, już w barwach Górnika Łęczna, już w 36. minucie pogrzebał nadzieje szkoleniowca na utrzymanie Podbeskidzia Bielsko-Biała w Ekstraklasie.Ta historia miała potoczyć się zupełnie inaczej. Jeszcze ponad miesiąc temu piłkarze z Bielska-Białej cieszyli się z awansu do grupy mistrzowskiej. Zabieg Lechii sprawił jednak, że gdańszczanie wycofali skargę dotyczącą ujemnego punktu i tym samym bielszczanie wylądowali w grupie spadkowej, kosztem Ruchu Chorzów. Przez dwa dni mieli pewne utrzymanie, dziś spadają z ligi.- Mieliśmy cukierka, którego ktoś nam zabrał - mówił wówczas Interii Mateusz Szczepaniak. I ta sytuacja doskonale odzwierciedla nastroje w drużynie po ostatniej kolejce rundy zasadniczej. Piłkarze Podbeskidzia się załamali i nie potrafili wykrzesać z siebie wystarczająco dużo, by uratować Ekstraklasę dla Bielska-Białej. Kluczowy był wtorkowy mecz z Górnikiem Łęczna. Gdyby goście wygrali, nie tylko byliby dużo bliżej utrzymania, ale też zdystansowaliby łęcznian, jednego z najważniejszych rywali. Można więc było upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, a tak powrót do Bielska-Białej będzie wyjątkowo przykra.Gospodarze, którzy w ostatnim czasie zmienili trenera - Jurija Szatałowa zastąpił Andrzej Rybarski - przeprowadzili akcję w stylu, do jakiego przyzwyczaili kibiców. Prawą stroną Grzegorz Bonin ograł Adama Mójtę i niemal z końcowej linii dośrodkował idealnie na głowę Przemysława Pitrego. Ten uderzył spokojnie i było 1-0. Po kilkunastu minutach podwyższył Piesio. Strzelił z dystansu, a po drodze piłka jeszcze odbiła się od Pawła Baranowskiego i zmyliła Emilijusa Zubasa. Pomocnik Górnika cieszył się z bramki, a chyba najsmutniejszym człowiekiem na stadionie w Łęcznej był Podoliński, który doskonale zna zawodnika łęcznian.Wynik 2-0 oznaczał, że z ligą żegna się drużyna Podbeskidzia. Piłkarze z Bielska-Białej mieli jednak jeszcze cień nadziei. Po zmianie stron z dystansu próbowali m.in. Mateusz Możdżeń i Robert Demjan, ale piłka nie wpadła do siatki. I to by było na tyle, bo piłkarze Podbeskidzia grali tak, jakby ktoś spuścił z nich powietrze. Nie mieli pomysłu na grę, ani wiary w to, że można zmienić wynik. Kliknij i czytaj dalej!