Kaptur przesłaniający oczy, spuszczona głowa i powoli mówione, ledwo słyszalne słowa: "Wiesz, czego najbardziej żałuję? Tego, że kiedy chciałem się pożegnać z kibicami w Łodzi, przeprosić ich, że się nie udało, powiedzieli mi na ringu, że mikrofonu już nie ma. Że jest wyłączony. To mnie dobiło". - Oglądałeś swoją walkę z Tomkiem Adamkiem? Andrzej Gołota: Nie i pewnie nie będę. Co tu oglądać? Wiemy jak to wszystko wyglądało. Wynik się nie zmieni. - Nie ma człowieka, w każdym razie fana boksu, który widząc jak walczyłeś w Łodzi nie zapyta: dlaczego to tak wyglądało, co się stało z Andrzejem? Ty wiesz co się stało? - Nie, nie wiem. W szatni tuż przed walką, byłem mistrzem świata. Boksowałem sobie w głowie i z Samem trzy rundy i mówię ci, że byłem jak mistrz. Zwody, ciosy, kombinacje. Ale na szatni się skończyło. - Dlaczego? Przecież wiedziałeś, że Adamek będzie szybszy, musiałeś mieć taktykę, jak sobie dać z tym radę. - Nie wiem, już ci mówiłem, że nie wiem. Przegrałem przez to, że nie potrafiłem się skoncentrować, bo myślałem o tym, że już w pierwszej rundzie rozciął mi łuk brwiowy i to mnie cholernie bolało. Naprawdę, to było jakieś frajerskie rozcięcie. Krew nie leciała, oczu mi nie przysłaniało, ale ból był nie z tej ziemi. MARIOLA GOŁOTA MA ŻAL DO TOMASZA ADAMKA - Jak wygrywałeś w Madison Square Garden w styczniu 2008 roku z Mike'em Mollo, to świat obiegło zdjęcie twojej zapuchniętej, zamykające praktycznie oko powieki. W porównaniu do tamtej kontuzji, ta w Łodzi sprawiała wrażenie małego zadraśnięcia. - Tamtej w Nowym Jorku zupełnie nie czułem. Fakt, że nic nie wiedziałem, albo bardzo niewiele, ale nic mnie nie bolało. Tutaj odwrotnie: niby nic, a ból taki jakby mi głowę coś rozsadzało. No i bądź tu mądry. I dlatego byłem taki zdekoncentrowany, snułem się po tym ringu i myślałem o tym bólu. Tak nie można walczyć z nikim, a już na pewno nie z kimś kto jest szybszy. Adamek ani razu mnie w to miejsce już nie trafił, ale ból był cały czas. - Dla mnie osobiście była to twoja najbardziej dramatyczna porażka. To nie był jeden cios jak Lamona Brewstera czy Lennoxa Lewisa. W Łodzi dwa razy leżałeś na deskach, Adamek zadał ci ponad 100 ciosów więcej. Nie byłeś Andrzejem Gołotą którego wszyscy pamiętamy. - Musisz przypominać? Dwa razy leżałem po nokdaunie? A nie raz? - Byłeś liczony w pierwszej i piątej rundzie... - Tego pierwszego nokdaunu to nawet nie poczułem, mówię ci - zupełnie nic, żadna siła. Bardziej straciłem równowagę, bo było ślisko, on mnie jeszcze popchnął. Wstałem od razu, nic się nie działo. Tylko ten łuk brwiowy, ten ból. W piątej nokdaunu nie pamiętam. - Już po walce skarżyłeś się znowu na lewą rękę, załatwiałeś sprawy związane z polisą ubezpieczeniową. - Coś tam znowu się dzieje. Lepiej być na wszystko przygotowanym. - Czytałeś list otwarty Adamka? - Nie. O czym? - O waszych pozasportowych sporach (cytuję Andrzejowi większe fragmenty listu). Pogodzisz się z nim? - Pomyślę o tym. - Czy Tomek Adamek ma szansę na wielkie walki, na tytuł w wadze ciężkiej? - Nie ma szans. To, że wygrał ze mną, nic mu nie dało. Rozmawiał w Chicago: Przemek Garczarczyk CZYTAJ TAKŻE: Tomasz Adamek apeluje do Andrzeja Gołoty