Ranna przebieżka, krótki trening ogólnorozwojowy - na pierwszy poranek po przylocie Sam Colonna nie zaaplikował Andrzejowi niczego bardziej wyczerpującego. Polak miał co prawda problemy, by znaleźć w jadłospisie hotelowym coś, co nie miałoby nietykanej przez niego podczas przygotowań do walki wieprzowiny, ale głodny nie wyszedł. Ryba na parze, różne wołowiny, omlety... - Jem mniej niż kiedy sparuję, ale nie mogę zrzucić wagi, chcę mieć tyle ile podczas treningów - śmiał się, kiedy kelnerka nie mogła uwierzyć, że wszystkie zamawiane dania są tylko dla sporego co prawda, ale jednego człowieka... Podróżowanie samochodem w Chinach jest dla ludzi o silnych nerwach, bo nie ma tam żadnych reguł. Jazda pod prąd, wpychanie się na trzeciego, mijanie się z rowerzystami o dosłownie centymetry - to nie tylko w Czengdu, ale praktycznie wszędzie w Chinach reguła. Jeśli dodamy do tego fakt, że z kierowcą pogadać nie można bo angielski jest językiem bardzo obcym, powstaje obraz naszej podróży. Podróży taksówką, która trwała 40 minut, ale emocji było na kilka tygodni. Pod wejściem do olbrzymiego terenu, gdzie prowadzi się badania nad odtworzeniem ginącego gatunku misiów spotkaliśmy polską wycieczkę, która nie mogła uwierzyć, że przyjechała zobaczyć pandy, a spotkała... Gołotę. - Ja już nie muszę oglądać żadnych niedźwiadków, mam zdjęcie z Gołotą - mówił pan Marek z Wrocławia. Ekipa żałowała tylko,że nie będzie mogła zostać na walkę Po rezerwacie, gdzie rodzi się w ciągu miesiąca więcej pand niż przez całe lata we wszystkich ogrodach zoologicznych świata razem wziętych można chodzić godzinami, ale Andrzej wpadł na pomysł, że po co ma tylko oglądać pandy z odległości 20 metrów - on chciałby ją wziąć na kolana. Dwie godziny negocjacji i "dotacja" w wysokości miesięcznej pensji pomogła. Otworzyły się drzwi z napisem "tylko dla personelu, wejście surowo wzbronione" i Andrzej miał swoje zdjęcie z pandą na kolanach. Przegrał z jej urokiem, wystarczy popatrzeć... Tekst i zdjęcia: Przemek Garczarczyk z Chengdu