Gavory uczestniczył w środę w oficjalnej polskiej prezentacji Rajdu Dakar 2018 w Warszawie. Interia: Po tegorocznym Rajdzie Dakar, ale i w jego trakcie, sporo media pisały o wyjątkowo trudnej trasie. Czy to był świadomy zamysł organizatorów? Xavier Gavory, dyrektor ds. kontaktów z zawodnikami Rajdu Dakar: Faktycznie, tegoroczna trasa była bardzo wymagająca, można powiedzieć, że miejscami wręcz ekstremalna i to pod każdym względem dla nas wszystkich. Wytyczając ją, nie wiedzieliśmy, że aż taka się okaże. Prawie rok wcześniej trudno było przewidzieć tak duże opady deszczu, zresztą nawet tuz przed Dakarem prognozy nie wyglądały aż tak poważnie. Okazało się, że lokalnie pogoda kompletnie się załamała, no i woda podtopiła część tras, a te przejezdne odcinki przypominały miejscami grzęzawisko. Dlatego musieliśmy odwołać dwa etapy, kilka skrócić i skorygować niektóre odcinki dojazdowe. Chwilami było dość nerwowo, no i wszyscy po rajdzie byliśmy bardzo zmęczeni, nie tylko zawodnicy. Czy to nie było zbyt ryzykowne posunięcie? Czy dlatego na starcie stanęło mniej ekip niż w poprzednich edycjach? - I tak, i nie, no bo rajdy terenowe muszą być wyzwaniem dla uczestników. Wiadomo, że w motosporcie trzeba wysoko wieszać poprzeczkę. Oczywiście, z zachowaniem granic bezpieczeństwa i zdrowego rozsądku, ale jednak muszą to być trasy wymagające, przy maksymalnym wykorzystaniu naturalnego ukształtowania terenu. Nie jest łatwo znaleźć właściwe proporcje i wszystkich zadowolić. Wiemy, że trasa ostatnich dwóch edycji wielu kierowcom nie odpowiadała, szczególnie góry w Boliwii i trochę nieobliczalna pogoda w tym rejonie. Ale po zatwierdzeniu trasy Rajdu Dakar 2018 docierają do nas pozytywne głosy. Jak w takim razie zapowiada się skala trudności jubileuszowej, 40. edycji? - Będzie łatwiejsza od ostatniej, to na pewno, ale nie znaczy, że łatwa. Przy tym myślę, że bardzo ciekawa, bo mocno zróżnicowana, więc chyba wszyscy będą z niej zadowoleni. Znaczna część rajdu będzie się toczyć na piaszczystych terenach, szczególnie podczas pierwszych etapów na pustyniach w Peru, które wróciło po kilkuletniej przerwie. Potem będą oczywiście odcinki wysokogórskie w Boliwii, z malowniczymi widokami. No i na koniec, wjedziemy do Argentyny, ale tym razem trasa przebiegnie trochę w innych rejonach kraju. Ominiemy Buenos Aires, a meta tym razem będzie czekała na wszystkich w Kordobie. To, co się powtórzy, w stosunku do ostatniej edycji, to dzień na odpoczynek zaplanowany w La Paz. To niesamowite miejsce, najwyżej w górach położona stolica na świecie. Czy szykujecie jakieś niespodzianki, szczególne atrakcje z okazji 40-lecia Rajdu Dakar? - Nie, oczywiście zadbamy o jakąś wyjątkową oprawę całej imprezy, ale nic szczególnego nie planujemy. Choć może nie, planujemy dobra pogodę, bez kropli deszczu! Właściwie obecnie wszędzie pogoda potrafi mocno namieszać. W ubiegłorocznym Roland Garrosie, któremu zawsze towarzyszyła słoneczna i letnia prawie pogoda, rozgrywano w deszczu i chłodzie, przy temperaturze 10-13 stopni Celsjusza. - Faktycznie, znajomy pracujący we Francuskiej Federacji Tenisowej wspominał mi, że takiej złej pogody w Paryżu nie było o tej porze od ponad 100 lat. No cóż, to tylko potwierdza, że gdziekolwiek byśmy wytyczyli trasę, to nie mielibyśmy gwarancji, że pogoda nam dopisze, nawet w Europie. Ale dawniej, kiedy rajd rozgrywany był Afryce, też zdarzały się problemy, choć trochę inne. Czasem trzeba było odwołać etapy przez burze piaskowe. No właśnie, 40. Rajd Dakar będzie jednocześnie dziesiątym w Ameryce Południowej. Czy zmiana kontynentu była trafną decyzją, bo w sumie teraz na trasie nie ma ani Dakaru, ani Paryża? - No tak, ale są malownicze bezdroża Ameryki Południowej, zamiast ciągnącej się nieprzewidywalnej pustyni. Na pewno przenosiny były pełne obaw, niepewności, jak się impreza przyjmie na innym kontynencie. Ale szybko się okazało, że to jest strzał w dziesiątkę, bo na miejscu ludzie wręcz zakochali się w Dakarze, a my wciąż jesteśmy pełni podziwu, bo chyba nikt nie spodziewał się aż takiej popularności. No i zdecydowanie chwalimy sobie kwestie bezpieczeństwa, bo żyjemy w dość niepokojących czasach. Afryka jest w tej chwili bardzo niepewnym i niebezpiecznym rejonem, więc ciężko byłoby tam komfortowo wytyczyć trasę i właściwie ją zabezpieczyć. Zresztą jeszcze przed przenosinami do Ameryki Południowej bardzo wiele problemów dostarczały negocjacje z dość niestabilnymi rządami niektórych krajów. Przez ostatnie dziesięć lat rozmowy były o wiele przyjemniejsze, dużo sprawniej podejmowano decyzje. Właściwie pod każdym względem jesteśmy zadowoleni z wyboru tego właśnie rejonu. Rozmawiał: Tomasz Dobiecki