Maciej Słomiński, Interia: Urodził się pan w Kartuzach. W niedalekim Gdańsku zaliczył pan pamiętną interwencję w barwach Lecha Poznań w meczu z Lechią. Parada być może na wagę tytułu mistrzowskiego dla "Kolejorza" w 2015 r. To najważniejszy mecz w pana dotychczasowej karierze? Maciej Gostomski, bramkarz Górnika Łęczna: - Wszedłem w 83. minucie za kontuzjowanego Jasmina Buricia. Wygraliśmy kluczowy mecz na drodze do tytułu mistrzowskiego. Cieszę się, że mogłem pomóc, zresztą o czym tu mówić? Zrobiłem to co do mnie należy, za co mi płacą. Ogromna radość. Czy najważniejszy mecz? Mam nadzieję, że jeszcze coś ciekawego mnie spotka w piłce. Zmiana bramkarza nie zdarza się często w meczu piłkarskim. - Rezerwowy golkiper szanse na wejście ma minimalne. Wciąż dobrze pamiętam okoliczności tamtej zmiany. Siedziałem wyluzowany na ławce, aż nagle komenda - "Grzej się, wchodzisz!". W tym zamieszaniu zamiast ochraniaczy pod getry założyłem klapki! Ogromny tumult, harmider, stadion prawie pełen. Dobrze, że maser czuwał i dał mi ochraniacze, bo wyszedłbym w obuwiu plażowym (śmiech). Tak lekko pan o tym mówi, tymczasem ważyły się losy mistrzostwa kraju. - Piłka nożna jest bardzo ważną dziedziną życia, ale nie najważniejszą. Takie mam podejście, niektórym może się wydawać, że nieco lekceważące, ale tak nie jest. Gdy jest ciężka praca, wyłączam żarty i zasuwam. Mówi się: jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz. Zostając w Trójmieście, pana ostatni mecz pucharowy z Arką Gdynia (1-2) nie należał do najlepszych w karierze. Przy bramce Adama Dei piłka poszła po rękach i wpadła do siatki. - Mój występ uważam za dobry. Czułem się w porządku, miałem kilka dobrych interwencji. Nie będę się wybielał, bramkę biorę na siebie. Zdarza się najlepszym. Warunki meczowe na pewno nie były idealne. Być może zdekoncentrowała pana bliskość domu, który znajduje się jakieś 30 km od stadionu w Gdyni. - Nigdy nie ukrywałem, że jestem z Pomorza i sympatyzuję z Arką. Moja mama pochodzi z Gdyni. Nie szukałbym tu podtekstów, jestem profesjonalistą. Przegraliśmy na własne życzenie, w drugiej połowie nie stwarzając zagrożenia pod bramką rywala. Odpadliśmy z pucharu, skupiamy się na lidze. Patrzyłem na pana profil na Instagramie, gdzie prezentuje pan twarzowe okulary., Mawia się, że bramkarz, by wejść na najwyższy poziom, musi być trochę szalony, tymczasem na Instagramie wygląda pan na intelektualistę. To taka poza? - Na co dzień jestem spokojnym człowiekiem, chociaż zdarzało mi się robić różne ciekawe numery w zaufanym gronie. Okulary? Nie ma tu żadnej ideologii, mam po prostu wadę wzroku. Lubię grać w szachy, mam wszechstronne zainteresowania. Nie ma reguły, nie uważam że dobry bramkarz musi mieć nie "po kolei". Łukasz Fabiański jest tego najlepszym przykładem.