Jeszcze niedawno niewiele wskazywało na taki scenariusz. Mick Schumacher zaczynał wprawdzie całkiem dobrze - w 2014 roku został wicemistrzem świata w kartingu - ale gdy przesiadł się do szybszych bolidów, wyniki już nie były takie znakomite. A przynajmniej nie robił wrażenia jako przyszły potencjalny mistrz. W Formule 4 i ostatnio w Formule 3 wygrał kilka wyścigów, jednak na zdobywanie tytułów było to zdecydowanie za mało. Przełom nastąpił w ubiegłym roku. Schumacher junior wreszcie pokazał, na co go stać, wygrał pięć wyścigów z rzędu i zdobył europejski tytuł w F3 . To dało mu przepustkę, aby teraz ścigać się w reaktywowanej niedawno Formule 2. Czy stamtąd będzie już tylko krok do elity? Dla niespełna 20-latka, który początkowo używał nazwiska swojej matki (Betsch), byłby to ogromny skok, choć droga na pewno nie będzie prosta. Nawet z takim nazwiskiem. Na razie jego sukcesy wzbudziły naturalne zainteresowanie ekip, które występują w F1, między innymi ze strony Ferrari, w którym Michael Schumacher występował przez 10 lat. Nie jest zatem wykluczone, że - jeśli tylko nadal będzie robił takie postępy - młody kierowca zacznie wkrótce ściągać się z najlepszymi. Niemal trzydzieści lat po tym, jak jego ojciec debiutował, a potem siedmiokrotnie zdobywał mistrzostwo F1. I wielokrotnie walczył z Robertem Kubicą, który w tym roku wraca na tor. Inna sprawa, że dzisiaj taka droga wydaje się najbardziej naturalna. Tym bardziej, że w jednym z nielicznych wywiadów Mick mówił tak: - Tato pytał mnie, czy chciałbym jeździć zawodowo czy dla przyjemności. Odpowiedź była ewidentna. Zawsze chciałem porównywać się do najlepszego, a był nim mój ojciec. Był także moim idolem. Tymczasem stan zdrowia Michaela jest cały czas owiany wielką tajemnicą. Po wypadku przed kilkoma laty na nartach (syn był wtedy razem z nim), Sabine Kehm, jego była rzeczniczka czuwa nad tym, aby do opinii publicznej niewiele się przedostawało. I rzeczywiście są to zaledwie strzępy informacji. - Stan zdrowia Michela nie jest sprawą publiczną i nie będziemy na ten temat nic przekazywać - mówi Kehm, dodając powody takiego stanowiska - Michael powinien pozostać w społecznej świadomości jako wielki kierowca. Jedna z niemieckich gazet została zresztą skazana na grzywnę 50 tysięcy euro za podanie nieprawdziwej wiadomości, że były mistrz samodzielnie się porusza i może chodzić. Pojawiały się też inne wieści - choćby takie, że rodzina przeniosła się na Majorkę, do willi kupionej za kilkadziesiąt milionów euro, która kiedyś należała do prezesa Realu Madryt Florentino Pereza. Wiele wskazuje jednak na to, że najlepsze warunki do rehabilitacji są jednak w domu w Gland nad Jeziorem Lemańskim. Jej koszt też jest owiany tajemnicą, choć różne źródła, szukając ekskluzywnych informacji, podają niestworzone liczby. Według Daily Mail to 50 tysięcy euro tygodniowo, La Gazzetta dello Sport twierdzi, że to nawet trzy razy więcej... Grono osób, które mają dzisiaj dostęp do niemieckiego mistrza jest bardzo wąskie. Nawet Rubens Barrichello, który przez sześć lat był jego partnerem w Ferrari został grzecznie odprawiony. - Usłyszałem, że to nie byłoby dobre ani dla Michaela, ani dla mnie - mówi Brazylijczyk. Wiadomo jednak, że większym zaufaniem cieszy się Jean Todt, prezydent Międzynarodowej Federacji Motorowej, a kiedyś również szef Schumachera w Ferrari. Nieoficjalnie, jest u niego przynajmniej raz w miesiącu. Niedawno zdradził, że w listopadzie oglądali razem Grand Prix Brazylii. Nie ujawnił jednak nic więcej, a tym bardziej, w jakim stanie znajdował się były mistrz świata. Remigiusz Półtorak