Liverpool dwa razy opuszczał cenę za Hiszpana: z 41 mln euro do 30 mln. Podobno znużone władze angielskiego klubu dały Realowi 48 godzin na podjęcie decyzji. Trener Manuel Pellegrini i dyrektor Jorge Valdano przekonują Florentino Pereza, że bez transferu pomocnika Liverpoolu projekt, na który wydał już prawie 220 mln euro, nie będzie spójny. Według autorytetów sportowych Real potrzebuje więc Alonso w środku boiska. Autorytetem finansowym w Madrycie jest jednak Perez, a on proponuje Anglikom 25 mln. Wyraźnie rola gościa szastającego forsą bez umiaru, przestała mu odpowiadać. Przy okazji swoje pięć minut ma Jerzy Dudek. Prasa hiszpańska cytuje polskiego bramkarza, który zapewnia, iż jest w stałym kontakcie z Xabim Alonso, a ten powtarza mu, że jego miejsce jest w Madrycie. Dla Dudka to w ogóle dobry czas: gra, udziela wywiadów - tak było też latem 2007, gdy sam przenosił się z Anfield na Bernabeu. Gdy przyszły jednak poważne mecze, do bramki stanął Iker Casillas. Nadchodzące 48 godzin będzie dla Realu ważne, ale los Xabiego Alonso zdaje się przesądzony. Głupio wyglądałby prezes, który wydał majątek na nową drużynę, a nagle, kompletnie wbrew logice, postawił wszystko pod znakiem zapytania, chcąc zaoszczędzić drobne 5 mln. Z pewnością prezesa Realu coraz mocniej frustruje co innego. Każdy piłkarz chce grać u niego, nikt nie chce odchodzić. Planował, że ze sprzedaży niepotrzebnych graczy zarobi co najmniej 80 mln, ogłosił już nawet decyzję, że nie będzie nowych transferów do czasu, aż nie odejdą ci, którzy są zbędni. Ale prezesowi Realu dała dotąd zarobić tylko Benfica, która wydała 7 mln na Javi Garcię i 5 mln za Javiera Saviolę. Heinze chciała kupić Marsylia, ale nie stać ją, by płacić Argentyńczykowi 4 mln euro rocznie, kiedy jej najlepszy piłkarz zarabia połowę. CZYTAJ CAŁY TEKST I DYSKUTUJ NA BLOGU DARKA WOŁOWSKIEGO