Wcale nie tak rzadko dochodzi do sytuacji, kiedy panie wpadają na metę, wyprzedzając męską część czołówki wyścigu. Takich bohaterek jest sporo, jeśli tylko zagłębimy się w odpowiednie źródła i jeśli szeroko interesujemy się sportem, wcale owe sytuacje nie powinny nas dziwić. Silna "słaba płeć"? Wcale nie chodzi o podziały lub udowadnianie, że kobiety są silniejsze od malowanego przez niektórych ich społecznego obrazu. Niektóre panie po prostu mają w sobie ukryty talent, który w połączeniu z solidną pracą, jest prawdziwym diamentem. W lipcu ubiegłego roku Patrycja Bereznowska pobiła kobiecy rekord trasy morderczego i upalnego ultramaratonu Badwater, przebiegając 217 km i ustępując miejsca jedynie jednemu mężczyźnie. Lato obfitowało też w inne arcytrudne wyzwania. W innych zakątkach świata na rowerze walczyła Fiona Kolbinger, która nie tylko wygrała kolarski wyścig wśród pań, ale również wyprzedziła pierwszego mężczyznę o osiem godzin. Ubiegłoroczny The Transcontinental zgromadził na starcie 258 kolarzy. Zawodnicy do pokonania mieli ponad 4 tysiące kilometrów. 24-latce zajęło to 10 dni, dwie godziny i 48 minut. "Mam wrażenie, że szczególnie w grupach zdominowanych przez mężczyzn kobiety są czasami niedoceniane ze względu na płeć. Teraz, kiedy zrobiłam wyjątkowo męską rzecz, wygrywając ten wyścig, czuję, że akceptują mnie trochę bardziej - lub czuję, że zyskuję trochę więcej szacunku nawet bez wspominania o tym" - wyznała Kolbinger. Długodystansowy wyścig kolarski przez Europę to nie tylko sportowa rywalizacja, ale przede wszystkim przygoda, która stawia przed człowiekiem mnóstwo przeszkód. "Kiedy startowałam, myślałam, że może uda mi się znaleźć na podium kobiecym, ale nigdy bym nie przypuszczała, że mogę wygrać cały wyścig. Dzisiaj myślę, że mogłam pojechać jeszcze ostrzej. Spać jeszcze mniej" - wspomina młoda Niemka. Rywalizację musiał bowiem uzupełniać odpoczynek. Przejeżdżając przez kolejne państwa europejskie: Bułgarię, Serbię, Chorwację, Słowenię, Austrię, Włochy, Szwajcarię i Francję, kobieta meldowała się na punktach kontrolnych i wybierała miejsca, gdzie, choć na chwilę mogła uciąć sobie drzemkę. "Noszenie ze sobą wszystkiego, czego potrzebujesz na dwutygodniowe zawody, oznacza minimalizację do absolutnie niezbędnych rzeczy: jedzenia i wody, garnka, kremu na rany obtarć od siodełka, jednego zestawu rowerowego, który można prać ręcznie i czegoś do spania. Namiot? Zapomnij o tym. Wystarczy śpiwór - na poboczu drogi, z tyłu supermarketu lub przed czyimiś drzwiami" - tłumaczy Kolbinger. 24-latka na co dzień zajmuje się onkologią dziecięcą. Studiuje w Centrum Badań nad Rakiem w Heidelbergu. Oby jako lekarka wykazywała się taką samą siłą i wrażliwością jak podczas tamtego wyścigu. Górskie odcinki nie wykończyły ja bowiem na tyle mentalnie, żeby w obliczu zmęczenia i braku snu, nie mogła w ramach przerwy zagrać sobie na pianinie w holu hotelowym. Niektóre poranki były naprawdę wyjątkowe. Pobudka pod gołym niebem może za każdym razem zwiastować niespodziankę. Taką niewątpliwie sprawiła właścicielce domu, kiedy ta zastała ją śpiącą tuż przed jej domem. Jedzenia i picia nie mogła jednak przyjmować. To wbrew regulaminowym zasadom. "Myślę, że niektóre media interpretują to tak, jakbym całkowicie zmieniła świat i pokazała, że kobiety są zdolne do robienia rzeczy zaskakujących. Nie spodziewałem się, że zostanę takim ambasadorem kobiet w mediach" - stwierdziła młoda pasjonatka kolarstwa. Co drzemie w człowieku, który potrafi dokonać takich rzeczy? "Musisz być w formie, ale także być w stanie poradzić sobie z nieoczekiwanym i naprawdę dobrze się poznać, ponieważ spędzasz dwa tygodnie na własną rękę, tylko ty" - zaznaczyła Fiona Kolbinger. Aleksandra Bazułka