29 maja w Gelsenkirchen Sosnowski zmierzy się z Ukraińcem Witalijem Kliczką o pas w wadze ciężkiej, a tydzień później, prawdopodobnie w Warszawie, Włodarczyk spotka się z Włochem Giacobbe Fragomenim w potyczce o wakujący tytuł (zrezygnował z niego Węgier Zsolt Erdei) w kat. junior ciężkiej. Chyba tylko w boksie jest możliwe, aby jeden szkoleniowiec przygotowywał zawodników z konkurujących ze sobą teamów, których czekają pojedynki o pasy mistrzowskie prestiżowych federacji niemal w tym samym czasie. Fiodor Łapin: - Nie jestem sam, w pracy z Włodarczykiem pomaga mi Jan Sobieraj, zaś sztab Sosnowskiego pozostaje ten sam, co w jego poprzednich walkach, czyli trener Jacek Dąbrowski i odpowiedzialny za przygotowanie fizyczne Paweł Gasser. Będzie też dietetyk, a w końcowej fazie przygotowań przyjedzie jeszcze cutman (dba o uniknięcie kontuzji w czasie walki - PAP) z Wielkiej Brytanii. Na odległość trudno współpracować... - Dlatego wybieramy się razem w przyszłym tygodniu na zgrupowanie do Zakopanego. Albert dołączy do nas w niedzielę wieczorem, wcześniej będzie uczestniczył w konferencji prasowej w Gelsenkirchen, zapowiadającej jego walkę z Kliczką. Kliczko jest zdecydowanym faworytem i mało kto wierzy, że mógłby przegrać z Sosnowskim. - A ja wierzę w zwycięstwo Polaka. Inaczej nie przyjąłbym propozycji współpracy. Podczas spotkania z Albertem widziałem w nim podobną wiarę w sukces. To chłopak, który jest na fali i chciałby dostać się tam, gdzie obecnie jest Kliczko. W wadze ciężkiej przez lata było tyle niespodzianek, że wszystko jest możliwe. Wygrana z Kliczką byłaby megasensacją... - Wiem, ale bierzemy się do roboty i postaramy się, by do tego doszło. Jaki jest plan przygotowań obu pana podopiecznych, tj. Włodarczyka i Sosnowskiego? - W Zakopanem przez dwa tygodnie będziemy zajmować się techniką, taktyką, pracą nad kondycją. Potem powrót na krótko do Warszawy i kolejny, trochę dłuższy, obóz w Wiśle. Wszystkie terminy mamy dopięte. Jeśli będę jechał z Krzyśkiem na konferencję prasową, to jeden czy dwa treningi z Sosnowskim poprowadzi kto inny. Co z pozostałymi zawodnikami z grupy KnockOut Promotions, w której pan pracuje na stałe - z Rafałem Jackiewiczem, Dawidem Kosteckim czy Andrzejem Wawrzykiem? - Będą trenować z Pawłem Skrzeczem. Dobrze, że Rafał nie walczy w tym okresie o mistrzostwo świata IBF w kategorii półśredniej, bo byłoby ciężko. Znalazł pan odpowiednich sparingpartnerów dla Krzyśka i Alberta? - Mam przygotowaną listę. Z trzema zawodnikami dla Sosnowskiego i dwoma dla Włodarczyka, a także drugą, z nazwiskami rezerwowych. Ściągają ich do nas promotorzy pięściarzy - Krzysztof Zbarski i Andrzej Wasilewski. O nazwiskach jeszcze nie chciałbym mówić. Sosnowski będzie sparował m.in. z Rosjaninem, szukamy też rywala na Ukrainie. Problemem są warunki fizyczne Kliczki (202 cm wzrostu), bowiem trudno znaleźć kogoś podobnego do niego. Planujemy też przyjazd wysokiego Wawrzyka, gdyby któryś z zagranicznych przeciwników doznał kontuzji na treningu. Pana kontakty za wschodnią granicą pomogą w rozpracowaniu Kliczki? - To bez znaczenia. Pojedynki Witalija są ogólnie dostępne, nie ma z tym kłopotów. Wszystko o nim wiemy. Dobrze pan zna Ukrainę? - Urodziłem się w rosyjskim Archangielsku, ale studia, odpowiednik polskiej Akademii Wychowania Fizycznego, skończyłem we Lwowie. W 1991 roku przyjechałem do Polski i przez kilka lat boksowałem w Victorii Jaworzno. Dwukrotnie zdobyliśmy tytuł drużynowego mistrza kraju. A sukcesy indywidualne? - Nie byłem jakimś wielkim bokserem. Mając 28 lat rozpocząłem pracę z juniorami w Victorii. Potem pracowałem w Imeksie Jastrzębie, następnie jako asystent w seniorskiej reprezentacji Polski amatorów i wreszcie trafiłem do grupy zawodowej. W połowie lat 90. miał pan styczność z bratem Witalija Kliczki - Władimirem... - On wtedy krótko występował w barwach Gwardii Warszawa. Przyjechał do Jaworzna na mecz ligowy i wygrał, chyba z Krzysztofem Rojkiem. Rozmawiał: Radosław Gielo