W trakcie rozprawy przemawiał jedynie Drumlak. Trwało to ponad godzinę. Filipiak nie został dopuszczony do głosu, co bardzo go poirytowało. "To już jest paranoja" - krzyknął w pewnej chwili, gdy reprezentujący piłkarza mecenas Szembek wypytywał klienta o miejsca w tabeli ŁKS i Cracovii. Po rozprawie szef klubu z ulicy Kałuży nie ukrywał oburzenia. "Nazwano mnie imperatorem, ale nie poszedłem z tym do sądu. Niestety Drumlak ciągle mnie nęka. On zarobił na Cracovii 1.95 miliona złotych. Jego praca nie była tego warta" - przyznał. "Tracę mój prime-time na smutną sprawę. Moim obowiązkiem jest zapewnienie 3,5 tysiącom ludzi miesięcznych zarobków na poziomie 30 milionów złotych. Mam walczyć z recesją, a nie z Pawłem Drumlakiem" - komentował Filipiak. Następna rozprawa w tej sprawie odbędzie się w marcu. Równocześnie prokuratura bada, kto złożył podpis na aneksie do kontraktu piłkarza. Dwóch biegłych stwierdziło, że on tego nie zrobił.