INTERIA.PL: - Zszokowaliście wszystkich informacją o zapowiadanej upadłości. Skąd ta decyzja? Filip Kenig: - Po pierwsze, brakuje nam już pieniędzy na funkcjonowanie klubu, na jakąkolwiek płynność i spójność. Po drugie, nie wszyscy zawodnicy zgodzili się na zaproponowany przez nas plan naprawczy. Zupełnie inaczej to sobie wyobrażaliśmy. Dziś mamy poważne braki w klubowej kasie, a ja nie zamierzam nikogo mamić czy oszukiwać. Stawiam sprawę jasno. Jak nic się nie zmieni, to spółka po prostu upadnie. - Kilku piłkarzy odsunęliście do Młodej Ekstraklasy. Są dodatkowym balastem, który trzeba opłacić? - To nawet nie o to chodzi. Ta kwestia jest tylko jednym malutkim elementem w tej układance... Słuchaj, w ostatnich dniach rozmawialiśmy z zawodnikiem, któremu proponowaliśmy plan naprawczy, próbowaliśmy zawrzeć jakąś ugodę, a on w międzyczasie poszedł do sądu i wrócił z pismem sądowym. Do tego doszło straszenie komornikiem. I tak jest cały czas - co chwila ktoś nam wbija nóż w plecy. - Wniosek o ogłoszenie upadłości to wywieszenie białej flagi czy rozpaczliwe wołanie o pomoc? - Realne i obiektywne spojrzenie na obecną sytuację. Jeżeli znajdzie się teraz sponsor czy inwestor i wyłoży kwotę - raczej niewielką, bo konieczną do zakończenia sezonu - dwóch milionów złotych, to możemy podjąć walkę. Bez tego nie ma o niczym mowy. Jesteśmy już tym wszystkim zmęczeni, mamy dość. Od dawna jesteśmy pozostawieni sami sobie, a nie czujemy się jakbyśmy byli namaszczeni, by ciągle pełnić misję ratowania klubu. Inwestujemy prywatne duże pieniądze i tracimy mnóstwo czasu. Są pewne granice. - Co teraz? - Wniosek o upadłość obecnie przygotowują nasi prawnicy, wkrótce przedstawimy go w Urzędzie Miasta. Czy coś może się jeszcze zmienić? Skoro przez dwa lata nie wydarzyło się nic i nie pomógł nam nikt - a pytaliśmy naprawdę wszystkich - to czemu miałoby się coś wydarzyć teraz? Potrzebny nam jest chyba jakiś cud. Nam pomysły już się skończyły. - To może być koniec ŁKS? - Tak. Ale nie tyle samego w sobie ŁKS, bo ŁKS to kibice, miasto i wielka historia, tylko spółki piłkarskiej... Ja już naprawdę pogodziłem się z tym, że nie odzyskam pieniędzy zainwestowanych w klub. Że one dawno przepadły. Akceptuję to. Najbardziej szkoda dwóch lat ciężkiej pracy, bo wszystko chyba poszło na marne. - Ostatnie światełko w tunelu już zgasło? - Wszystkie decyzje przeciągały się za bardzo, trwały zbyt długo, żebyśmy mieli to dalej ciągnąć. Ja nie widzę już sensu. - Nadzieja umiera ostatnia... - Dopóki sąd nie wyda oficjalnej decyzji o upadłości, dopóty nadzieja jeszcze jest. Ale ja nie mam już żadnych oczekiwań. Rozmawiał Piotr Tomasik