"W pucharze UEFA kibicuję Polakom, choć przez osiem lat grałem w lidze holenderskiej - wspomina były reprezentant Polski. "Feyenoord to kiedyś był fajny klub i przeżyłem tam miłe chwile. Nadal grają tam moi koledzy. Jak choćby Jan Dahl Tomasson, Giovanni van Bronckhorst i Michael Mols" - dodaje. Dziś jednak Feyenoord to nie ta sama drużyna. Czasy, gdy klub z Polakiem w składzie zdobywał Puchar UEFA odeszły w zapomnienie. Czerwono-biało-czarni wloką się w ogonie tabeli Eredivisie, w drużynie jest fatalna atmosfera, a klubowa kasa raczej nie pęka w szwach. "Jakbym wiedział, dlaczego w Feyenoordzie źle się dzieje, byłbym prawdziwym ekspertem. Byłem w klubie przed rozpoczęciem sezonu i trener Verbeek mówił, że nie jest dobrze. Były problemy finansowe z powodu zaległości finansowych i nieszczególna atmosfera. Mimo, że ten szkoleniowiec to bardzo dobry fachowiec młodego pokolenia, wyniki zaskakują" - komentuje Rząsa. W tej sytuacji nasuwa się pytanie: czy nie mający już szans na awans z grupy w Pucharze UEFA będzie walczył jak lew przeciw Lechowi? A może odpuści mając w perspektywie bardzo ważne spotkanie z PSV Eindhoven. Nasz rozmówca rozwiewa jednak wszelkie wątpliwości. "Nie ma mowy o żadnym odpuszczaniu. Holendrzy na pewno tego nie zrobią. Grają przed własną, bardzo wymagającą publicznością. Rotterdam to miasto portowe, mieszkają tam ludzie bardzo ciężko pracujący na każdy kawałek chleba i tego samego wymagają od zawodników. Feyenoord nie odda kawałka boiska" - przewiduje wychowanek Cracovii. Oceniając drużynę Lecha nie szczędzi zaś komplementów i radzi co trzeba zrobić, aby wywieźć z De Kuip korzystny wynik. "Lecha się bardzo miło ogląda. Ta drużyna już udowadniała, że potrafi walczyć jak równy z równym z silnymi drużynami i fajnie to udowadnianie wyglądało. Jeśli w środę będzie w stanie podyktować warunki gry i zagrać na sto procent możliwości, to jest szansa na awans" - podsumowuje Tomasz Rząsa.