Trzeci raz "przeklęty" Harry Potter? Tym razem, w odróżnieniu od igrzysk w Salt Lake City osiem lat temu, Szwajcar udowodnił, że nie jest dzieckiem szczęścia, ale mistrzem najwyższej próby. Dorównał olimpijskim dokonaniom legendarnego Matti Nykaenena (trzy złota indywidualnie) i po jego lotach czterokrotny mistrz świata z Polski znów nie miał szansy poznać smaku zwycięstwa na igrzyskach. Dla 32-letniego Małysza była to jednak najsłodsza "porażka" w karierze. To Ammann i Gregor Schlerenzauer są dominatorami skoków w ostatnich latach, polski mistrz ponad 1000 dni temu wygrał ostatnie zawody Pucharu Świata. A więc z całej grupy zawodników, którzy pojawili się w Kanadzie, on potrafił dokonać tego największego skoku. Odczytując zawód z twarzy Polaka, można twierdzić, że z myślą o złocie igrzysk ostatecznie się jednak nie pożegnał. Za tydzień konkurs na skoczni K-120, a tam bezradny może być nawet Ammann. Polak osiągnął kolejny szczyt formy, uzasadniający wszystkie ciężkie chwile, które zostawia za sobą. Nie łatwo wyjaśnić, kim jest Małysz w polskim sporcie. Na pewno zmienił go jak nikt przed nim. Z marginalnej dyscypliny, w której sukcesem bywało miejsce w czołowej "dziesiątce", skoki na nartach stały się słabością 40-milionów Polaków. Ten zimowy serial jest dłuższy niż "M jak miłość", przed każdym konkursem Pucharu Świata rodziny siadają przed telewizorem, by skupiając uwagę na skokach bezwiednie integrować pokolenia. Przez ostatnie 9 lat skoczek z Wisły wywalczył dla siebie i dla nich cztery tytuły mistrza świata, cztery Kryształowe Kule, trzy razy stanął na olimpijskim podium i tylko fortuny Wojciecha Fortuny dotąd nie miał. Starty Małysza na igrzyskach w Salt Lake City, osiem lat temu, pobiły rekordy oglądalności telewizyjnej niedostępne nawet dla piłkarzy i siatkarzy. Sam skoczek śnieżnej kuli rozgłosu zawsze się wystrzegał. Gdy w 2001 roku wygrał niespodziewanie Turniej Czterech Skoczni prezydent RP gotów był wysłać po niego helikopter, by przywiózł nowego króla na bal mistrzów sportu. Król zdał jednak i ten egzamin. W gorączce małyszomanii, która już wielu mogła przeszkadzać, nie zgubił się, ani nie stracił głowy. Czuł, że udział w teleturniejach, konkursach i innych showprogramach, sportowcowi z najwyższej półki nie przystoi. Robił, co można, by postać Małysza nie wyskakiwała z lodówki mówiąc kiedyś otwarcie, że szanuje tę garstkę ludzi, dla których on sam, narty i skoki w ogóle nie istnieją. Koszty popularności płaciła czasem rodzina. Pewien deweloper budujący blok w sąsiedztwie reklamował mieszkania z widokiem na ogród Małysza. Pod domem w Wiśle czyhali paparazzi, by cały kraj się dowiedział, co też robi żona skoczka, gdy on latając po świecie, zdobywa trofea. Małysz zwierzał się kiedyś, że postanowił nie kupować wymarzonego auta, by nie prowokować u innych "złych uczuć". Wiele razy czuł się jak ptak w złotej klatce, o dziwo latać jednak nie zapomniał - ostatnio przy okazji Pucharu Świata w Zakopanem marzył o dniu, gdy swobodnie wyjdzie na spacer na Krupówki. Sława nigdy nie była dla niego celem, czy trofeum, raczej kosztem przywileju robienia tego, co kocha. Jest, kim jest, nie dzięki niej, ale mimo niej. I bardziej zmienił nas, niż my jego. Dariusz Wołowski Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego CZYTAJ RÓWNIEŻ: Tak Adam Małysz wywalczył 9. medal zimowych IO dla Polski! Adam: Nawet Radio Maryja mnie mobilizowało Adam: Pora na walkę o "złoto"! Adam! Skacz do końca świata i o jeden dzień dłużej! Adam Małysz wciąż jest wielki! Wszystko, co chcielibyście wiedzieć na temat Orła z Wisły! Prezydent Kaczyński pogratulował Małyszowi