Wyżej od polskiego bramkarza został oceniony jedynie występ Andrja Arszawina, który we wtorkowym meczu na Anfield Road strzelił cztery gole. "W ogóle nie pamiętam takiego meczu, w którym przepuściłbym cztery gole. Sam jestem zdziwiony, nie spodziewałem się, że spotkanie w najwyższej lidze może mieć taki przebieg. Miałem bardzo dużo pracy przez 90 minut, w spotkaniu z takim przeciwnikiem jak Liverpool można się dużo nauczyć. Cieszę się, że eksperci mnie chwalą, że potrafią dostrzec coś dobrego w bramkarzu, kiedy to napastnicy byli w głównej roli" - powiedział Fabiański w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej". Od kilku spotkań reprezentant Polski jest bramkarzem numer jeden w zespole "Kanonierów". Fabiański stanął między słupkami w meczu ćwierćfinałowym Ligi Mistrzów z Villarreal, kiedy to kontuzji nabawił się Manuel Almunia. "Świat zawirował, i to nagle, ale byłem na to gotowy. Na pewno jest inaczej, kiedy bramkarz ma czas, żeby oswoić się z myślą, że teraz będzie bronił. Ja nie miałem czasu, wszystko stało się w okamgnieniu, Manuel Almunia musiał zejść z boiska w meczu Ligi Mistrzów, a ja w kilkanaście sekund musiałem przyjąć na siebie wszystko to, co było do tej pory trochę obok mnie. To jest szansa, ale staram się podejść do niej spokojnie, normalnie. Poza sobotnim meczem z Chelsea przegranym 1:2, gdzie oba gole padły z mojej winy - myślę, że nieźle sobie radzę" - stwierdził Fabiański. Menedżer Arsenalu Arsene Wenger stwierdził, że Polak będzie bronił także w półfinałach Ligi Mistrzów z Manchesterem United. Fabiański jest jednak ostrożny i zdaje sobie sprawę, że może wrócić na ławkę rezerwowych. "Almunia wrócił już do treningów. Wenger powiedział, że zagram, ale może nie wiedział, że Manuel ma się coraz lepiej?" - zakończył Fabiański.