Zawstydzony przez Michela Platiniego Zbigniew Boniek wspominał kiedyś o rozmowie z szefem UEFA. Ironizując Francuz powiedział Polakowi: "Zmieniłem dla was przepisy, co jeszcze muszę zrobić, żeby wasz klub awansował do Champions League?". Faktycznie kiedyś, gdy najlepsze zespoły Ekstraklasy trafiały w eliminacjach na Barcelonę (Wisła i Legia), Real Madryt (Wisła), czy Manchester United (ŁKS) mogło nam się wydawać, że karty rozdaje wyłącznie ślepy los. Dziś takiego poczucia mieć nie mamy prawa. Tym, którzy chcieliby się pastwić nad drużyną Roberta Maaskanta przypomnę tylko, że jest ona, od chwili zmiany przepisów kwalifikacji, dopiero pierwszym mistrzem Polski, który dotarł do ostatniej rundy eliminacyjnej. Zespół z Krakowa zrobił co mógł, wygrał pięć meczów, w Nikozji był bezradny trafiając na drużynę bezwzględnie i pod każdym względem mocniejszą. Patrząc na grę zadawałem sobie pytanie: który z graczy Wisły miałby szansę wzmocnić Cypryjczyków? Żaden! Ani Patryk Małecki, ani Maor Melikson, ani Radosław Sobolewski. Na każdej pozycji APOEL miał gracza lepszego, szybszego, lepiej wyszkolonego. Piłkarze z Krakowa i tak dokonali rzeczy niezwykłej, że przy tak przygniatającej przewadze przeciwnika aż do 86. minuty rewanżu utrzymywali wynik dający im prawo gry w Champions League. Ten fakt potęguje żal i poczucie klęski, ale gdyby Wisła przebiła się do rozgrywek grupowych, trzeba by przyznać, że awansowała drużyna słabsza. Oczywiście nikomu w Polsce by to nie przeszkadzało. Po 15 latach oczekiwania, absolutna większość chciała przerwania złej passy nawet wbrew logice i za wszelką cenę. Wypada zdać sobie jednak sprawę, że to dla naszych klubów za wysokie progi. Jutro Legia i Śląsk pożegnają się z Ligą Europejską, co dopełni obrazu stanu polskiej piłki. Stanu agonalnego, w którym od lat żyjemy wspomnieniami i frazesami jak to jeszcze niedawno nasi piłkarze jeździli na Cypr na emeryturę. Co takiego stało się właściwie wczoraj w Nikozji? Nic nowego. Najlepsza drużyna Ekstraklasy przepadła w eliminacjach Champions League 15. raz z rzędu. I zapewne przepadnie kolejne 15 razy. Trzeba być na to gotowym skoro różnica między mistrzem Cypru i mistrzem Polski jest dziś tak ogromna. Przypomnijmy sobie emocje towarzyszące losowaniu IV rundy. Trafienie na APOEL było przedmiotem westchnień większości kibiców. Nie chodzi o to, że się pomylili, po prostu na tym etapie rywalizacji o Ligę Mistrzów klub z Polski jest już nie na miejscu. Awans leży poza granicami jego możliwości. Jakie jest wyjście z impasu? Gdy nawet do polskich klubów trafi więcej pieniędzy, to i tak niczego nie zmieni. APOEL jest lepszy, ale wcale nie bogatszy od Wisły. Wystarczy spojrzeć na budżety. Polskich klubów jeszcze długo nie będzie stać na oszałamiające transfery. Pozostaje praca u podstaw. Tymczasem system szkolenia jak leżał, tak leży. Ani PZPN, ani kluby nie potrafiły zrobić nic, by do Ekstraklasy trafiło pokolenie młodych zdolnych, dla których piłka pod nogami nie jest utrapionym, wrednym, nieposłusznym przedmiotem. Wczoraj w Nikozji Wisła miała w wyjściowym składzie trzech Polaków, gdy kończyła na boisku został tylko zdobywca bramki Cezary Wilk. Nie chodzi mi o jakieś narodowe fobie, dla mistrza Cypru awans wywalczyli przecież obcokrajowcy. Na wyspie mieszka jednak 770 tys ludzi, w Polsce 36 mln. Wniosek jest oczywisty. Nikt w PZPN nie ma jednak ani ochoty, ani pomysłu na pracę z młodzieżą. Związek buduje okazałą siedzibę, w całym kraju powstają nowe stadiony, a w Lidze Mistrzów grają zespoły z Cypru. Mam na to prosty środek. Wystarczy zmienić dumną nazwę "Ekstraklasa" na "Liga Mistrzów", by występowało w niej aż 16 polskich drużyn. W końcu Lech był mistrzem, Wisła, Legia, Górnik Zabrze, Ruch Chorzów, Polonia Warszawa, Zagłębie Lubin i wielu innych. Zróbmy własną Champions League, Platiniego o łaskę wcale nie trzeba się prosić. Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu